Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
urządziłswojemiejscepracy,dokładnościązahaczały
orubieżezaburzeńkompulsywnych.Wszystkomusiało
byćnaswoimmiejscuiwszystkopoużyciumusiało
naswojemiejscewrócić.Nietylkowwarsztaciezresztą,
alewżyciu.Takgeneralnie.
–Immniejsząwagęmuszęprzykładaćdozastanawiania
sięnadtym,cojużmamicozrobiłem–wyłożył
mikiedyśułamekswojejfilozofii–tymwięcejjejmogę
przeznaczyćnamyślenieotym,comiećdopierobędę
icodopierozrobięwprzyszłości.
Jakjużmówiłem,odLeowielesięmożnabyłonauczyć.
Nietylkowdziedziniezegarmistrzostwa…wktórej
todziedzinieistotnieniekłamanymbyłmistrzem.
Przycałymmoimszacunkudorodziny,wktórejprzyszło
misięurodzić,przyznaćmuszę,żecałąbiegłośćrodu
LeibnitzówLeomiałwjednympalcu.
Możeniewnajmniejszym,alenadalwjednym.
Wwarsztacieojcawidziałem,żekażdyzegarekdasię
naprawić,natomiastwwarsztacietegowłoskiego
imigranta–żenaprawićdasiędosłowniewszystko.
Bowszystko,jeślispojrzećzodpowiednioszerokiej
perspektywy,jesttylkomniejlubbardziej
skomplikowanymmechanizmem.
–Spójrzmychociażbynatomiasto–powiedziałkiedyś,
kiedykawązalewaliśmykawałkizakalcowatej,aleprzez
niegowłasnoręcznieupieczonejszarlotki.
–NaCharletown?
–NaCharletown…Choćnieonazwęmichodzi,lecz
ideę,którazatąnazwąstoi.
–Jakąideę?
–Perfekcyjniekompletnejcałości,masięrozumieć,