Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
JerzyJarniewicz
SansvoiralbotrzypiłeczkidlaMarka
Puk,pak,pok,pek.Czteryjednosylabowesłowa.Stadiumlar-
walnejakiegośjęzyka,zktóregowyrosnąwkrótcetrybyłączące,
aspektydokonanei-wyobraźmytosobie-fleksja,choćnarazie
totylkoprostasekwencjafonicznychzdarzeń.Wariacjanatrzy
literyzjednązmienną?Zjednązaledwie,aleozasadniczymzna-
czeniu,bojestniąsamogłoska:niesiedźwiękiprofilujemelodię?
Nie,toodgłosodbijanychpiłekdokrykieta,dobiegającyzboiska
jezuickiejszkoływClongowes,whrabstwieKildare.Takjakje
słyszałJoyce,azanimmłodyStephenDedalus:
Nacałymboiskuchłopcyobiegalibazy,serwowalipodkręcone
piłkiilobowaliwysoko.Włagodnymszarympowietrzurozlegał
sięzewszystkichstronstukotkijówdokrykieta.Mówiły:puk,
pak,pok,pek,jakkroplewodywfontanniewpadającepowolido
napełnionejpobrzegimisy1.
Stephenstoizkolegaminaskrajuszkolnegoboiska,rozmawiają
oniebywałymwydarzeniu:dwóchuczniówzłapanonamacance
wklopie.Stephenniewie,cotomacanka.Nierozumie,oczym
mówiąchłopcyiskądtenbłyskporozumieniawichoczach.Ma-
canka.Słyszytetrzysylaby,takjaksłyszydobiegającezboiska
uderzeniapiłki:puk,pak,pok,pek.Piłkiniewidzi,słowanie
1J.Joyce:Portretartystywwiekumłodzieńczym.Przeł.J.Jarniewicz.
Kraków2005,s.41.