Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
imiętejdrugiejznam.
–Nienajlepsza,alelataliśmywgorszychwarunkach
–odpowiadamuprzejmie,chociażniemamochotynapogawędki.
Chciałbymbyćjużwdomu.Londynwycisnąłzemnieresztkienergii.
Wgardleczujenadchodząceziewniecie,alepołykamje,zanimzdąży
wyjśćnapowierzchnię.
–UdałonamsięzwiedzićwczorajLondyn–mówitapierwsza.
–Toświetnie…–Kurtuazyjnieprzepuszczamjenatrapie,modląc
się,byjużnicniemówiły.Półtorejgodzinylotutoniewiele,alejaknie
zbioręsięwsobie,toroztrzaskamnasnapłycie.Stewardesychyba
dostrzegająbrakzainteresowaniazmojejstrony,boprzyspieszają
ipochwiliznikająwewnętrzumaszyny.
Obracamsięipatrzęnalotnisko.Przezszybydostrzegamsylwetki
pasażerów.Ludzi,zaktórychjestemterazodpowiedzialny.Muszęsię
skupić.Wzdychamgłęboko.Mamnadzieję,żenieprędkotuwrócę.
Wczorajszaawanturaskutecznieobrzydziłamitomiasto.Przynajmniej
najakiśczas.Wchodzędosamolotuikierujęsięprostodokokpitu.
–Warunkipogodowesąwyjątkowododupy–witamnieJan,
pierwszypilot.Odkładamniewielkąsaszetkędoschowkaizajmuję
swojemiejsce.
–Opóźniamylot?–pytamzwestchnieniemizajmujęswoje
miejscenafotelu.
–Nieażtakdodupy,żebyzarazzmieniaćcałyrozkładlotów,
spokojnie.–Kapitannajwyraźniejmadoskonałyhumoriśmiejesię,
jakbywłaśnieopowiedziałświetnyżart.
–Latamztobąoddwóchlat,awciążniechwytamtwojego
poczuciahumoru–komentujętylkoniecokpiąco–skupiamwzrok
naopadającychnaszybękroplachdeszczu.Towidok,którypozwala
mizebraćmyśli,skupićsięnatuiteraz.
–Przekroczymypokrywęchmuribędziedobrze–odpowiada
mispokojnymtonem,ustawiająckontrolki.Dolotuprzygotowujemy