Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
takpijany,żewolałbymnatymstanowiskumojąświętejpamięci
babkę.Nanicnamsięzdawiecznieschlanymarynarz.
–Nie…–żachnąłsiępirat.–Ja…n-niebędę…pił.
TimMaltonwzruszyłramionami.Gestemrękidałznak
towarzyszącymmuosiłkom.
–Przykromi,panieMacCathain,alenicztego.
CałejsytuacjioddłuższejchwiliprzyglądałsięznanynaKaraibach
korsarz.Widział,jakdwóchkamratówkwatermistrzaodprowadza
nabokpijanegoartylerzystę,którytakbardzochciałsięzaciągnąć.
Kiedydopodejściadostołuprzymierzałsięinnyzbywalcówtawerny,
obserwującywszystkozbokumężczyznapostanowiłspróbować
szczęścia.Podszedł,wpychającsięwkolejkę.
Timprzetarłspoconeczoło,poprawiłzawieszonynaprawymuchu
srebrnykolczykipodniósłwzrok.
Przednimstałjegomośćodzianywsparciałyzielonkawysurdut
zpseudozłotymigalonami.Maltonwiedział,żeniebyłtożaden
mundur,ajedynieubiórstylizowanynawojskowy.Szybkoteż
zmiarkował,ktowIndiachZachodnichnositegotypuodzienie.
–Tak?
–Imię,nazwiskoistopień–syknąłpetentspodszerokiego
kapeluszazpawimpiórem.–Dlaczegoniepytasz?
Timpochyliłsię,chcączajrzećnieznajomemuwoczy.
–Bowiem,cotozabarwy,kamracie–powiedziałbezogródek.–
Płaszczewtymkolorzenoszątylkowysokopostawienimarynarze
kapitanaEdwardaSullivana,zwanegoWesołymNedem,Zielonym
EdwardemlubIrlandczykiem,poprawmnie,jeślisięmylę.
Nazwanykamratemuśmiechnąłsięprzebiegle.Obwieszoną
pierścieniamidłoniąpodniósłzłamaneiopadającerondokapelusza.
Jegotwarzprzypominałaobliczekruka.Miałbłyszcząceoczyjak
ukruka,niecokrzywynosipaskudnąbliznęnaprawympoliczku,