–Dzięki.
Hunterniewiedział,copowiedzieć,więcmilczał.
PojakiejśminucieMelaniezapytała:
–Wiepan,comniewkurza?
–Nie.–Wolałniezgadywać.
–Zmusiłamsię,żebypokochaćIana.Uwierzypan?
–Darłanastrzępychusteczkę.–Kiedywyobrażałam
sobiesiebiezmężczyzną,zawszebyłtoraczejtyp
artysty,niemacho.Ajednaktaknaprawdęnie
kochałamIana.
–Cóż,toświetnie.–Zacząłpostrzegaćkolejnytydzień
wjaśniejszychbarwach.Możenieczekagosiedemdni
łez.–Czyliniebyłpaniprzeznaczony.Lepiejwiedzieć
toteraz,bopotembyłobyzapóźno.
–Niepowiedziałabym,żetoświetnie.Mimowszystko
toupokarzająceibolesne.Chciałamzadbaćoto,conas
łączy,pielęgnowaćtoirozwijać.Czemuontegonie
chciał?
–Tonieroślina–odrzekłśmiałoHunter.–Albocoś
międzyludźmijest,alboniema.
–Jakmiłośćodpierwszegowejrzenia?
–Chemia,fascynacja,podziw.Towszystkojest
odpoczątku.Jeślitegoniema,nasiłępanitegonie
stworzy.
Melanieściągnęłabrwi.
–Askądwiadomo,czytojest?
Pytapoważnie?Hunteruniósłbrwi.
–Niechpaniniemówi,żepaniniewie,kiedyktośsię
panipodoba.–Naprzykładonajemu.Jejwargi
sąstworzonedocałowania.Niezdajesobieztego
sprawy?