Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
parlamentarzystów.
Wtenchłodnyipochmurnywtorekprzechodzęprzez
bramę,idękorytarzemiskręcamwlewo,bywejść
naniewielkidziedziniec.Podchodzędodrzwi,przyktórych
umieszczonyjestdomofon.Wciskamprzyciskichwilę
czekam.Zamekodblokowujedrzwi,popychamje,
cowywołujenaklatceschodowejgłośnyhałas
docierającyażdoostatniejkondygnacji.Drewniane
schodyprowadząprzezpierwsze,drugieitrzeciepiętro,
naktórychswesiedzibymajązwiązekkombatantów
idwalubtrzystowarzyszenia.
Wchodzęnaczwartepiętroiotwierambiałedrzwi
zozdobnymiszybamiprzypominającymiwitraże.
Dośrodkaprowadzidługihol,zanimwidaćwejście
dosalikonferencyjnej,wktórejnaścianiewisiogromny
banerpartii.Odrazunaprawooddrzwiznajdujesię
wejściedomałegopomieszczeniabiurowego.
Przekraczamprógiwidzęniskiegochłopakaopociągłej
twarzywjasnychspodniach,ciemnoniebieskiejkoszulce
poloiczarnejmarynarcesiedzącegoprzykomputerze.
Napierwszyrzutokaniewydajemisięosobą,któradba
oswójwygląd,jednakzdążyłemsięjużprzyzwyczaić
równieżidotakichprzypadków.Chłopakwstajeodbiurka
ipodchodzidomnie,wyciągającrękę:
– Witam.JestemŁukaszKoliński.
– Cześć–odpowiadam,patrzącmuwoczy.–Marek.
– Piotrmówiłmi,żeprzyjdziesz.Świetnie,żejesteś.
Mamtudyżur.Przybywanastrochęostatnio.Musimy…
żetakpowiem…braćpowolisprawywswojeręce.
Zadużozłegosiędziejewnaszymkraju.Chyba
rozumiesz?–wyjaśniazuśmiechem.
– Oczywiście,żetak.Dlategotujestem.Myślę,
żedobrzetrafiłem–dodaję.
– Siadaj,zdejmijpłaszcz.Powieśtam.Skądjesteś?
ZWrocławia?