Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Spró​bujsa​lami.Jestnaj​lep​sze.
Ostentacyjnieoglądamsalami,byupewnićsię,żenie
mawnimżad​nejukry​tejwia​do​mo​ści.
Ztobąnigdyniewiadomomruczę,poczym
wkładamjedoust,apotembioręjeszczekawałekgoudy.
Dziękizawiadomośćtakswojądrogą.Chociażtrochę
stra​ciłanauroku,gdynie​malpo​cięłamiję​zyk.
Muszęutrzymywaćcięwgotowości,Lileczko.
Tozdrobnieniesprawia,żeuśmiechamsięszczerze
porazpierw​szytegowie​czoru.
Babciaujmujejednązliliiiprzesuwapalcempopłatku.
piękne,prawda?Leodobrzesięspisuje,dbając
oogrody.Ajesz​czele​piejidziemugrawsza​chy.
Ztrudempowstrzymujęsięodprzewróceniaoczami.
Czasembabciazabardzozachwycasięswoim
ogrodnikiem.LeoDiVincenzitohokeista,królimprez
iprawarękaDaisy.Pozatymmamywspólnąhistorię,
doktó​rejab​so​lut​nieniechcęwra​cać.
Niepowiniengraćztobąwszachy,dostajepieniądze
zaprzy​ci​na​niekrze​wów.
Jestświet​nymto​wa​rzy​szem.Wi​dzia​łaśgomoże?
Ostatniowidziałam,jakupijałsięwbasenie,podczas
gdymojakochanakuzynkachlustałamuszampanem
nagłowę.Możliwe,żezdążyłsięjużutopić.Byłaby
szkoda.
Śmiechbabciprzechodziwkaszel.Poklepujesię
poklatcepier​sio​wej.
Ech,młodość.Mamnadzieję,żeprzynajmniejdobrze
sięba​wisz.
Jest...wpo​rządkuod​po​wia​dam.
Dzisiejszywieczórniemiałprawasięudać.Roktemu,