Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jącegotamnanichniebezpieczeństwa.Matka,Kazikijaprzyłączyliśmy
siędonich,jednakniezajechaliśmydaleko.Jużpierwszejnocyczęść
naszegoskromnegobagażuzostałaskradzionaimojamatka,rozeźlona
stratąswojejnajlepszejzastawy,obrusówipościeli,zrezygnowała
zewakuacjiizamieszkałaznamiwwynajętympokoju,wmałejletni-
skowejmiejscowościpełnejdrewnianychwilli,kilkanaściekilometrów
dalej.Wojnaszalałagdzieindziej,myzaśżyliśmyspokojniewnaszej
leśnejmiejscowości,pókipewnegodniadruzgocącesiłyniemieckiej
armiinienajechałynanas,przełamującsłabypolskiopórwokolicy,co
sprawiło,żenagleznaleźliśmysiępodokupacjąniemiecką.
Choćwalkiwogóleskończyłysięwkrótcepotychwydarzeniach,
biegsprawsparaliżowałnasiniewiedzieliśmy,corobić.Czybez-
pieczniebyłowracać?CostałosięzmieszkaniemwWawrzeczy
jeszczeistniało?CozWarszawąjakbardzozostałazniszczonaico
zpracąmatkiwMinisterstwieKomunikacji?Gdziebyłojciec?Czyżył
ibyłzdrowy?Odpowiedźnatepytaniaprzyszłainaszeżycieprzyjęło
nowy,bardziejoptymistycznyobrót,kiedypewnegodnia…towłaśnie
Szyjepojawiłsięnaprogujakdeusexmachina.ByłwWarszawiepod-
czasoblężeniaispotkałojca,leczjegoumysłwypełniałatylkojedna
myśl:cosięstałoz„paniąIreną”,ZbyszkiemiKazikiem?
Musiałwiedziećiwraziepotrzebynampomóc.Kiedytylkomógł
opuścićWarszawę,poszedłpieszodoWawra(okołopiętnastukilome-
trów)mieszkaniezastałcałe,choćzdewastowaneprzezniemieckich
żołnierzy,którzywnimwcześniejkwaterowali.Odsąsiadówdowie-
działsię,żepowędrowaliśmynawschód,dlategoposzedłwzdłużlinii
kolejowej,wypytująconasnastacjachiwwioskach.Czyktoświdział
przystojnąpaniąbrunetkęzdwomanastoletnimisynami,jeden
zwłosamiblond,drugizkasztanowymi?Kiedyodpowiedźbrzmiała
„nie”,szedłdalej.Byłgotówkontynuować,nawetjeślioznaczałoby
toprzekroczeniegranicysferysowieckiej,gdziekończyłasiętalinia
kolejowaigdzie,bezłaskiBożej,prawdopodobniewylądowalibyśmy,
gdybynasnieokradziono.NaszczęścieSzyjeniemusiałiśćtakdaleko,
abyznaleźćsięwnaszymleśnymustroniu.
Spotkanieprzywiodłonasdołez.Szyjeściskałnasigorącocałował
rękęmatki.Byłonsymbolemszczęśliwszychdni,łącznikiemzojcem,
przynosiłwzględniedobre,pocieszającewiadomości.
Szyjenietylkoodnalazłnasipocieszył,lecztakżewziąłwsweręce
naszeżycie,jakgdybychciałodpłacićnamzato,cozrobiliśmydlaniego
wGrodzisku.Kupiłalbowynająłręcznydwukołowywózek,podobny
dotego,którypchałdlamojegoojcawdawnychczasach.Załadował
naszmizernybagażiruszyłwkierunkuWawra,znaszątrójkąmasze-
rującąobok.Wdomupomógłmatcesprzątnąćbałaganipoparu
dniachzostawiłjązKazikiemdotowarzystwa,podczasgdymyposzli-
śmydoWarszawyszukaćojca.Pamiętamwidokruin,zniszczenia
17