Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Gazowelatarnie,czylimagiadlapoczątkujących
Naulicachleżałśnieg.Właściwiebyłotodośćniezwykłe,
aprzynajmniejnaprzestrzeniostatnichkilkulatzyskało
łatkęniezwykłości.Wrocławianiezdążylisięjuż
przyzwyczaić,żezimawichmieścieoznaczała
najczęściejciężki,grubykożuchołowianych,szaro-
grafitowychchmurprzynoszącychzesobąwprezencie
deszcz,deszczześniegiemtopniejącymszybciej,niż
zdążyłdosięgnąćziemi,awnajlepszymwypadkuśnieg,
któryspoczywałdostojnienachodnikachprzezjakieś
dwiegodziny,apotemprzechodziłwstadiumbrązowej,
błotnejbrei.Tymrazemjednakbyłoinaczej.Śnieg
zaścielałchodniki,trawnikiipoprostumniejuczęszczane
powierzchniepłaskiejużodkilkudni(alleluja!),
icoprawdajegokolornawetprzynajbardziej
optymistycznympodejściutrudnobyłouznaćzabiel,
tojednakbył,aprzywyklidoklasycznegobłota
wrocławianiepoczulisięnaglenieconieswojo,jakbyktoś
przeniósłcałemiastowinną,alternatywnąrzeczywistość.
Oczywiściezima,zgodnieztradycją,zaskoczyła