Rozdział2
Obudziłamsięnakanapiepołamana,zbolącągłowąwciśniętąpod
łokiećFilipaistraszliwymkacem.Wyswobodziłamsięniezdarnieztej
dziwnejkonfiguracjinaszychciałizaczęłamrozmasowywać
zdrętwiałykark.Odgarnęłamwłosyztwarzy,apotemprzetarłamoczy,
rozmazującresztkiwczorajszegomakijażu.
–Któragodzina?–Filiprozprostowałramiona.
–Niemampojęcia.Muszęsięnapićwody,bochybazarazumrę.
–Kacmordercajestbezserca,mnieteżsuszy.
–Przynajmniejnogiodtańcowanianasniebolą.–Uśmiechnęłam
sięlekko.
–Awidzisz.Zaczynaszdostrzegaćplusycałejtejporąbanej
sytuacji.
–Niemamwyjścia.–Choćtaknaprawdęniewiedziałam,jak
wrócićdonormalności.Terazliczyłosięjednaktylkoto,byugasić
pragnienie.
Obojerzuciliśmysiędokuchni,dobutelekzwodąmineralną.
–Omatko,cozaulga–wysapałam,ocierającusta.
Filipspojrzałnaopróżnionądopołowybutelkęwmojejdłoni.
–Wtymtempietocitazgrzewkawodydowieczoraniewystarczy
–zażartował.
–Wystarczy,wystarczy,jakniebędzieszmipodpijał
–odpowiedziałamtymsamymtonem.–Wezmęprysznicizrobię
jakieśśniadanie–dodałam.
Zanimjednakweszłamdokabiny,jeszczerazzadzwoniłam
doKamila.Chciałam,żebywytłumaczyłmi,dlaczegotakpostąpił.
Byłamnaniegowściekłairozgoryczona,alejakieśwyjaśnieniemisię,