Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
Znadmorzanapływałyrzadkiekłębymgły.Unosiłysię
ponadmokrymasfaltemniczymparawodna,tworząc
małeaureolewokółlatarni.
OveBakkerudprowadziłsamochódjednąręką.
Zewsządotaczałygojesienneciemności.
Lubiłporęroku.Jesień,zanimopadnąliście.Ostatnia
wyprawadodomuletniskowegowStavernpoto,
byprzybićokiennice,wciągnąćłódźnalądizamknąć
domnazimę.Czekałnachwilęprzezcałelato.Tobył
jegoweekend.Wiedział,żepracazajmiemunajwyżej
dwiegodzinyniedzielnegopopołudnia.Resztaczasu
należaładoniego.
Zwolniłizjechałzgłównejdrogiwboczną,żwirową.
Światłareflektorówprześlizgiwałysiępokrzewachdzikich
róż,rosnącychwzdłużdrogidoparkingu.Zegar
nadescerozdzielczejwskazywał21:37.Wyłączyłsilnik,
wysiadłzautaiodetchnąłrześkimmorskimpowietrzem.
Uderzeniafalobrzegprzypominałydalekieodgłosy
burzy.
Deszczprzestałpadać,zatozerwałsięsilnywiatr,
któryrozgoniłmgły.Snopświatłabijącyzlatarnimorskiej
naTvisteinprzeczesywałregularnieląd,sprawiając,
żemokreoddeszczunagieprzybrzeżneskałypołyskiwały
tajemniczo.
Oveokryłsięszczelniejkurtką,otworzyłbagażnik
iwyjąłsiatkizzakupami.Nakolacjęzamierzałzjeść
krwawybefsztyk,anaśniadaniejajkosadzonenaboczku.
Prawdziwemęskiejedzenie.Jużniemógłsięgodoczekać.
Wsunąłwolnąrękędokieszeni,żebysięupewnić,
żezabrałklucze,iruszyłścieżkąwstronędomu
letniskowegostojącegonaskale.Jeszczetylkoniewielkie
wzniesienieicałemorzemiałuswoichstóp.Byłociemno,