Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Kawałekmogę.Apotemwamprosto,amnienaprawo.
Siadajcie.
Jakubprzysiadłubrzeguwozu.Chłopzaciąłbatem,koła
podskoczyły,zatrzęsłobeczkamiiJakubem.Łoskotsięzrobił
straszliwy.
–Aletamprzedzakrętemzwozamizłaźcie!–krzyknąłchłop,
odwróciwszysię.–Dziśsrogowokółzamku!
–Jaktosrogo?–zaciekawiłsięJakub.
–Sprawdzają.Obcychsięwystrzegają.
–Aczemuto?
–Aktoichtam,panów,wie.Wio!–Chłoppoganiałkonia.
–Powiadają,żesiępanszpiegówztrybunałuboją!Takisiędozamku
zakradnie,cichcempozewdoniesie,apotemmasz,stawajprzed
sądem,oczymaświeć.
–Tocidopiero–mruknąłJakub.
Odsunąłpokrywębeczki.Chwilęsięwahał,potemspojrzał
naszerokieramionachłopawpodartejkonopnejbluzie.Chłopnie
odwracałsię,wymachiwałbacikiemnadgrzbietemkonia.
Jakubwlazłdobeczki.Kucnąwszy,chwilęsiedziałcicho,
przyciskającswójwęzełekdopiersi.Potemwychyliłsięnieznacznie,
ściągnąłodłożonąnasąsiedniąbeczkępokrywęizasunąłjąszczelnie.
Wóztoczyłsięterazwolniejpopiaszczystejdrodze.Przed
rozstajemchłopzawołał:
–Złaźcie,kumie,strażezaraz.
Kumnieodpowiedział.Chłopsięobejrzałizdziwił,żenawozie
nikogoniema.Mruknąłzgorszony:
–Aniniepodziękował.Ot,świat…
Strażezatrzymaływóz.
–Nikogopodejrzanegoniewidzieliście?–spytałstrażnik
zberdyszemwdłoni.