Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spienionąnagrzbiecie.Falabyławysoka,leczobszerna.Okrętkołysałsięnaniejpowoli,to
wbiegającnajejgrzbietsprężony,tozsuwającsięztegogrzbietuwdół,abysięznówna
następnąfalęprzedostać.
Słońceświeciłoskrzącsięipłonącnanierównościachizagięciachfal.Pogodabyła
cudowna.Wiatr,którywzdymałnaszeżagle,ustawał.
Nadchodziłapowolinieznanamidotąd,nieruchoma,drętwaCiszaMorska.Falesięco
chwilazmniejszały,powierzchniamorzawygładzałasięcorazbardziej.
Stałemwciążnapokładzieiupajałemsiępogodą.Nagleposłyszałemniespokojnyruchcałej
załogi.
Obejrzałemsięzasiebie.
Tłummarynarzyroiłsięnapokładzie,mrucząciponurospoglądającwczyste,pogodne
niebiosy.Znaćbyłoponichtrwogęiniepokój.Niemogłemzrozumieć,skądtatrwogaiten
niepokój.
Wszakżeniebobyłoczystebezchmury,bezskazy.Pogodautrwaliłasięnadługo.Żadna
burzaniegroziłanaszemuokrętowi.Upajałemsięsłońcemiciszą,zezdziwieniempatrzącna
zatrwożonychwidokiempogodnegoniebamarynarzy.Kapitanstałpośródnichi,ztakąsamą
trwogąprzyglądającsięniebiosom,cośmówiłczyteżwydawałjakieśrozkazy.Stałemna
końcupokładuiniemogłemdosłyszećgłosukapitana.Zaciekawionyjednakogólnym
zgiełkieminiepokojem,zbliżyłemsięnieco,abypochwycićsłowakapitana.–Nie
spodziewałemsiętakichprzeszkóditakiejzwłokimówiłkapitan.Miałemnadzieję,anawet
pewność,żelosbędziesprzyjałokrętowi.Tymczasemmusimysiępogodzićznieszczęściem,
którenanasspada.Nieszczęścietojestzbytwidoczne,abymożnabyłoonimwątpić.Wicher
ustaje,powierzchniamorzawygładzasięzniezwykłympośpiechem,falazafaląznikai
zamiera.Wpowietrzuzaczynadzwonićstraszna,groźna,przeraźliwaigniewnaCiszaMorska.
Jeszczechwilaawszelkipowiewzamrze,żagleznieruchomiejąizamiastsięwzdymać,
zwisnąbezsilnie.Okrętzatrzymasięjakskamieniaływtejmartwocieiwtymbezruchu.
Będziemyzmuszenistaćwmiejscudopóty,dopókiwiatrladajakinieprzyjdzienamzpomocą.
WolęburzęniżCiszęMorską.Zburząmożnawalczyć,zcisząwalkajestniemożliwa.
Zrozumiałemteraz,żepogodaicisza,którąsiętakupajałem,jestgroźnymdlaokrętu
zjawiskiem.Irzeczywiście,wiatrzkażdąchwiląbezsilniał,ażaglewzdymałysięcorazsłabiej,
niechętniejiniedołężniej.Dalszyciągrozmowypomiędzykapitanemamarynarzaminapełnił
mięprzerażeniem.Staryówbowiemmarynarz,którylistDiabłaMorskiegokazałwrzucićdo
morza,rzekłgłosemponurym,wskazującmiępalcemizwracającsięwprostdokapitana:
Tennieznajomyjestprzyczynąnaszegonieszczęścia.Niepodobamisiębardzojego
korespondencjazDiabłemMorskim.Gdybymbyłkapitanem,kazałbymgowrzucićdomorza
wrazzlistemDiabłaMorskiego.Obecnośćtegoczłowiekanaokręciemożebyćprzyczyną
tysiącanieszczęśćiprzypadków.
Dreszczprzeszyłmięodstópdogłowy.Czułem,żeblednę,izprzerażeniemspojrzałemw
głębinęmorską,którazporadystaregomarynarzamogłazachwilęstaćsięmoimgrobem.Z
biciemsercająłemnasłuchiwaćodpowiedzikapitana,odktórejżyciemojezawisło.
Kapitanzmarszczyłbrwi,zamyśliłsięgłębokoimilczał.Milczałtakdługo,żemilczenie
jegostawałosiędlamnietaksamogroźnejakCiszaMorskadlaokrętu.Imdłużejmilczał,tym
większyniepokójmięogarniał.Zataiłemdech,natężyłemsłuchiczekałem.Zdawałomisię,
żenaczasjegomilczeniaprzestałemistnieć.Wreszciekapitanrzekłpodługimnamyśleipo
jeszczedłuższymmilczeniu:
Niemaszsłuszności,mójstaryiwiernymarynarzu.Młodzieniectenniejestanizłym
człowiekiem,aniprzebiegłymczarnoksiężnikiemnausługachDiabłaMorskiego.Otrzymałów