Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
równieżodjedziemynadobreinazłe.
Maszerujędalejimijamniziutkiewzgórzeprzeztutejszych
nazywaneKałowąGórką(najegozboczuodniepamiętnychczasów
załatwiałysiębezpańskiepsyilokalnipijacy),zktóregozimączęsto
zjeżdżaliśmyzbratemnasankach.Dodziśmamwpamięcitakiobraz
byłstyczeńalboluty,tysiącdziewięćsetdziewięćdziesiątyszósty
albosiódmyrok,szkolneferiekiedybratwchodzinaszczyt,kładzie
sięnasankachnabrzuchuirozpoczynaślizg,żebypokilkusekundach
wywrócićsięnajakiejśmuldzieizaryćgłowąwśniegu,apotem
podnieśćsięztwarzącałąutaplanąbrązowawąmazią.Zpoczątku
myślę,żetokrew,podbiegamdoniego,pytam,czywszystko
wporządku,aon,żetak,żenicsięniestało,atocośnatwarzyjest
wpierwukrytąpodśniegiem,aterazrozmazanąodczoładopodbródka
zwykłąśmierdzącąkupą.Dodzisiajniewiemy:ludzkączypsią?
Przygórceniezatrzymujęsięnadłużej.Znówidąc,docieram
dozakrętu,naktórymdziesięćlattemu,podczasodpustuparafialnego,
zginąłwwypadkustaryMateuszznanyztego,żejakopierwszy
wewsikupiłsobiekombajnzbożowymarkiBizon,apotemcoroku
świadczyłwokolicachusługiżniwiarskie.Mateuszpoobaleniuflaszki
nacześćpatronaparafii,zresztąswojegoimiennika,wsiadł
zakierownicę,abypodjechaćnastacjębenzynowąitamzakupić
kolejnąbutelkęcelemdopiciasię.Jaksięokazało,byłatojegoostatnia
podróż.
Zazakrętem,spokojniejakzawsze,zielenisięwieczniepokryty
grubąwarstwąrzęsystawpolodowcowy.rzęsęświętejpamięci
Stasiu,naktóregomówionoFrancuz,bowrozmowachlubiłwtrącać
frankofońskiezwrotytypumerci,bienczyaurevoir,zbierałsitkiem,
wrzucałdoocynkowanegowiadraikarmiłniąkrólikiikaczki,które
hodowałdlasportu,darzącjeuczuciemchybanawetwiększymniż
własnążonęidzieci.Gdyumarł,żonasprzedałacałąhodowlę,arzęsa
mogładalejrosnąćbezprzeszkód,boniedotykałjejjużnikt.
Pokolejnychtrzystumetrachstajęprzypobudowanejnaskraju
niewielkiegolasumurowanejdziewiętnastowiecznejkapliczce
zwizerunkiemMatkiBoskiejPaniKujaw.Oddzieckauczonomnie,
że,przechodzącobokniej,każdorazowonależysięprzeżegnać,więc