Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
EdwardKotowicz,siedzącyodstronydworu,zaczął
otwieraćdrzwiczkilandary,którychklamkęobluzowaną
umacniałdlapewnościsznurekdodatkowy.Sznurekbył
gdzieśtakmisternieprzyczepiony,żeEdward,pochwili
poszukiwania,wywaliłdrzwiczkinogąiwysiadł.Podążył
zanimKamilWerda,ostrożniestąpającponiegracowanej
ziemi,abyniezabłocićżółtychtrzewików,dopołowy
przykrytychjasnymsuknem.
Przystanęlinaschodachprzedzamkniętymidrzwiami.
Kamilrozejrzałsiępofronciedomuirzekłwesoło:
–Stylniby...szwajcarski.Czytodawnobudowane?
–Kiedyś...mójpradziad.Ruderaniemożliwa.
Itumiradząmieszkać!
–Notak...domekpotrzebujetrochę...tego.Ale
cotuzapowietrze!Czujesz?
–Comitam!Niesamympowietrzemżyjeczłowiek...
Tymczasemdrzwiwejścioweotworzyłysiępowoli
iwproguukazałsięczłowiekstary,leczmocny,oszyty
sprawnieszarymsamodziałemzzielonąwypustką,
wwysokichbutach.Niewypatrywałdługo,poznałodrazu
panabystrymi,przymkniętymioczymaiwpassię
ukłonił.
–No,przecieżznajomadusza!–poznałgoiKotowicz.
–Moroz!Jaksięmasz?
–Pomaleńku...awielmożny
panoczek
zdrów?
StaryująłdłońKotowiczaidoustprzycisnąłnamiętnie.
NaWerdęrzuciłtylkookiem,jaknaprzedmiotdodatkowy
iobojętny.
–Prowadź-żenas,Moroz,donaszychpokojów.Pan
Juchniewiczodebrałprzeciemójlist?
–Owysokimprzyjeździenastąpiławiadomość,ale
godzinymyniewiedzieli.Takjednakwszystkogotowe.
Obiadwielmożnypankażesobiepodać?
–Owszem,mójprzyjaciel,panWerda,pewnietakże
głodny?–zwróciłsięEdwarddotowarzysza,chcąc
goubocznieprzedstawićstaremustrzelcowi.