Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Czydługiegodzinyspędzonenapracywogródku,
zamykaniuokiennicprzedburząibujaniusię
naogrodowejhuśtawcedawałyjejjakieśprawa?Chyba
nie,pomyślałazwestchnieniem.Pozatymkiedyś
zwściekłościąwykrzyczałamatce,żenieżyczysobie
miećnicwspólnegoanizrodzicami,aniztym
miejscem.
Ajednakłączącajązdomemwięźprzetrwała.
Wspomnieniawracałylawiną.Carawysiadła
zsamochoduibezwładnieoparłasięodrzwiczki,
zastanawiającsię,jakmapowitaćmatkę.Szukała
jakichśsłów,którepozwoliłybyprzełamaćlody,
ajednocześniezachowaćpoczuciedumyiodpowiedni
dystans.Zamierzałazostaćtutydzień,najdalejdziesięć
dni.Pewna,żejeśliprzekroczytenlimit,tomatkaznów
zaczniedoprowadzaćjądoszału,znówpadniewiele
ostrychsłówipojawiąsięnastępującewtakich
wypadkachdługieokresywrogiegomilczenia.
Zwestchnieniemprzesunęłarękąpoczole.Amoże
przyjazdtutajbyłbłędem?
Gdzieśwoddalizaszczekałpies,apotemzadomem
rozległsięmelodyjnykobiecygłos.Caraobróciłasię.
Ścieżkąprowadzącąodplażyszładrobnakobieta
wsłomkowymkapeluszuzwielkimrondem,długiej
dżinsowejspódnicyijaskrawoczerwonejkoszulce.
Wrękuniosładuże,czerwonewiadro–wyraźnyznak,
żebyłajednązMiłośniczekŻółwi.SerceCaryzabiło
mocniej,alenieporuszyłasięiczekaławmilczeniu.
Ztejodległościnadchodzącakobietawyglądałajak
młodadziewczyna.Wydawałasiętakabeztroska.Nucąc
głośnojakąśmelodię,zatrzymywałasięcoparękroków,