Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zaczynamodreagowywaćstresy.
–Tonormalne.Wieluludzi,którzyprzyjeżdżają
tuzpółnocy,potrzebujekilkudni,żebydojśćdosiebie.
Możejutrowybierzeszsięznaminaplażę
naposzukiwanieżółwichgniazd?Świeżepowietrze
isłońcedobrzecizrobią.
–Kiedyśbardzolubiłamsięopalać,aleterazjużnie.
Zadużosięnaczytałamozmarszczkachirakuskóry.
Terazwolęcieszyćsięsłońcem,niewychodzączdomu.
Apozatymniezapominaj,żejaniechcęmiećnic
wspólnegozżółwiami.
Lovietylkomachnęłaręką.
–Wtakimraziechodźznamidlatowarzystwa.
PamiętaszEmmalineBaker?Bardzochciałabycię
znowuzobaczyć.
PrzedoczamiCarystanęłatwarzprzyjaciółki
zdawnychlat.
–Emmitujest?
–Corokuprzyjeżdżanawakacjezeswoimichłopcami.
Pytałaociebie.
–Jateżbardzobymchciałazobaczyćsięznią,alenie
dzisiaj.Możepóźniej–odrzekłaCara.Niemiaławtej
chwiligłowydotowarzyskichpogaduszek.
Loviespojrzałananiązukosaiusiadłazwdziękiem
nabujanymfotelu.
–Usiądź,Caro,porozmawiamychwilę.
Caraposłusznieweszłazamatkąnawerandę.Lovie
zdjęłaczapeczkęiwachlowałaniątwarz.Cara
przyjrzałasięmatceuważnieiztrudemstłumiłajęk.
Włosymatki,niegdyśgęsteizłociste,terazbyłycałkiem
siweitakprzerzedzone,żeprześwitywałamiędzynimi