Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Summasummarum
wzięłamodJanuszamalutkąZośkę
iubrałamwróżowykombinezonzH&M.Zajechawszy
podbudynekprzedszkola,przezmomentsiedziałam
waucie,niewyłączyłamsilnika.Niemiałamsiływyjść
nazewnątrz,musiałamsobietowszystkopoukładać.
Kilkamatekstałopodoknamiprzedszkolaizapewne
słodkogderało.Wymieniałysięinformacjami,jakminął
dzieńwprzedszkolu,cozjadłyichdzieci,aczegozjeśćnie
chciałyitd.Niemiałamochotyznikimrozmawiać,
czekałam,sięrozejdą,żebyprzypadkiemktóraśznich
niewciągnęłamniedorozmowy.„Pożegnajsię
zluksusem,frajerze”tesłowabrzęczałymiwuszach.
NiemogłampozbyćsięwidokubezradnegoJanusza,który
zniewiadomychdlamniepowodówstałjaksłupsoli.Nie
wierzę!
Wiedziałam,żegdyprzyjedziemyzdziećmidodomu,
Januszajużniebędzie.Codalej?Amożebędzie,może
tojakiśjegozasranyżart?Wyłączyłamsilniksamochodu,
odruchowościszyłamradio,którewcaleniegrało,
iwyszłamzauta.Naswoichplecachczułamwścibskie
spojrzeniagderającychmatek.Miałamwrażenie,
żewszyscyjużotymwiedzą,gadająonaszejrodzinie
itejcholernejturbulencji.Bojakmamtonazwać?
Katastrofą?Niekonieczniechciałomitoprzejśćprzez
gardło.
„Nie,toniemożebyćprawda”pouczałamsiebie
wmyślach.Onewcalenierozmawiająomnie,oJanuszu.
Przecieżtosięwydarzyłoprzeddziesięciomaminutami,
plotkaniepędzichybazprędkościąświatła.Skąd
bymiałyotymwiedzieć?Toniemożliwe…ajednakczuję
ichwścibskie,tryumfującespojrzenia.Wdodatkuniktnie
próbujemniezatrzymać,miłozagadaćjakzawsze,jak
codzień.WyjmujęśpiącąZosięzfotelika,przekładam
przezramięiczymprędzejkierujęsiędowejścia.
DiabelskiekołozrzeszonychmatekPoleksięrozproszyło.
Każdaposzławswojąstronę,doswojegosamochodu.