Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Staliśmynabetonowymplacuotoczonymprzez
kamienice,anawprostnasstałdużykościół.Tomiejsce
wyglądałozupełnie,jakbyzatrzymałosięwczasie.Jednak
czegośmitutajbrakowało…Dopieropochwili
zorientowałamsię,żenaplacupanujewręczgrobowa
cisza.Toniebyłonaturalne.Zazwyczajnawet
wnajciaśniejszychinajciemniejszychjaskiniach
spotykaliśmyjakiekolwiekzwierzęta,naprzykład
nietoperzeczypająki,atuniebyłonawetzwykłych
gołębi.
–Corobimy?–głosMartywyrwałmnie
zzamyślenia.
–Tomiastojestwiększeniżmyślałem–powiedział
Tomek.–Gdybyśmychcielizwiedzićjerazem,zajęłoby
namtookołodnia.
–Racja–zgodziłamsię.–Możesięrozdzielimy?
SądzącpominachMartyiTomka,mójpomysłnie
przypadłimdogustu,Krzysiekjednakbyłza.
–Ok,wziąłemzasobączterykamerygopro,
będziemymogliwszystkonagraćipotemobejrzeć
razem.
Skończyłosięnatym,żedziśrozdzielenizwiedzimy
połowęmiasta,apozostałączęść–razem,zatydzień.
Tomekposzedłzbadaćpobliskipark,Martacmentarz,
Krzysiekpołożonąniedalekoprawie100-letniąszkołę,aja
blokowisko.Niemiałamdziśochotynaekstremalne
przeżycia,dlategowybrałambloki.Raczejnieznajdętam
nicszczególniestrasznego.Mieliśmyspotkaćsię
najpóźniejodrugiejwnocykołosamochodu.