Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
boniezdrowa,byłyconajwyżejkonfitury,okropneikwaśne,więcjadł
kanapkizpasztetemalbozwędliną,okropneprawietaksamo.
Pośniadaniujechalinacmentarz.Przedbramąbabciakupowaładwa
znicze.Stawiałajewmiejscepoprzednich,nawetjeślitamtejeszcze
siępaliły.Zawszepoprawiałajakiświeniecczywstęgę,choćby
ocentymetr,alepoprawiała.Niemodliłasięzamykałaoczyistała
tak,nicniemówiąc.Szymekpatrzyłnadwiebiałetabliczki,naktórych
widniałyimionaElizaiTelesfor,odwracałwzrokiszybko,
wnieoczekiwanymmomenciespoglądałrazjeszcze,aleimiona
natabliczkachwciążbyłytesame.Eliza.Telesfor.Naodchodne,
prowadzącgoprzedsobą,babciamówiłapodnosem,jakbydosiebie:
Przyjedziemyjutro.
Wdrodzepowrotnejczasamizatrzymywalisięnalody.Rozmawiali
niewiele.ZwielupodsłuchanychrozmówSzymekwiedziałjużwtedy,
cosięstało.Wiedział,żewracajączWarszawy,rodziceuderzyli
wdrzewotużprzedzjazdemzTrasyiżeniewiadomodlaczego.
Wiedział,żetowielkatragedia,żetacymłodzi,żejedynazChojen,
cosięzagranicąkształciła,żeosłodkiBożeiżetakiejestżycie.
Kończylilody,wracalidodomu.Babciaprzebierałasięiszła
dokrólików.Onznią,bokazała.Musiszsięnauczyć,mówiła,kiedy
próbowałtłumaczyć,żeniechce,żenielubi.Stałzaniąipatrzył,jak
wykonujetesameczynności:kupy,ziarnozkarmą,woda,siano,
czasamipółgłówkisałaty,czasamiprzesadzaniekrólikazklatki
doklatkiizarazwyciąganiegozpowrotem.
Dopierokiedyskończyła,mógłrobić,cochciał.Miałczas
doobiadu.Poobiedziemusiałjeszczepójśćzniądokotłowni,gdzie
mieszkałyprzepiórki,apotemwreszciemiałspokój.donastępnego
dnia,kiedyśniadanie,cmentarz,królikiwszystkoodnowa.
Dnitygodniateżbyłyuporządkowane.Wpiątkijeździlidomiasta
pozakupy.Onprowadziłwózek.Czasamiwdzialezgazetami
pozwalałamuwziąć„Giganta”zkomiksamioSknerusieMcKwaczu
icałejreszcie.Najczęściejnie.Wsobotębyłagodzinagimnastyki
iwieczorneczytanieksiążki,wniedzielęprogramydokumentalne
ozwierzętachnaDwójce,deserpoobiedzieiuroczysteoglądanie
Nadobreinazłe.Wponiedziałkiwieczoremprzychodziłydwiepanie
nakarty,wewtorektrzebabyłojechaćdopanaRomka,którykupował
odbabcijaja.WśrodęwieczoremSzymekwieszałnaogrodzeniupusty
worekpokarmie,bowczwartekranoprzyjeżdżałaNaturka.Słychać
byłozdaleka.SkocznamelodiapłynęłaprzezChojny,wywabiając
ludzizdomów.Żółty,ubłoconysamochódzgłośnikiemnadachu