Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wdeptanychchrupek,nieskazitelniebiałabluzkazamiast
oplutejprzezdzieckokoszulkiczybłogosławionacisza
wmiejsceharmidruipłaczów,aleJuliachętnieoddałaby
towszystkozaniemowlaka.Alboprzynajmniej
zamężczyznę,zktórymmogłabymiećdziecko.
Niestety,niebyłowjejżyciuperspektywani
naposiadaniemężczyzny,anitymbardziejnaupragnione
dziecko.Otaczałojągronożyczliwychludzi,aczasami
miaławrażenie,żejestsamajakpalec.Awłaściwie
nawetnieczasami,wostatnichlatachdośćczęsto,
iztegopowoduzdarzałojejsiępłakaćwpoduszkę.
Zwłaszczaponieudanejrandce.
–Tegokwiatujestpółświatu,kochanie–próbowała
pocieszaćjąmatka,aleJuliazaczęłatracićnadzieję.
Trudnobyłowtychczasachoporządnegomężczyznę.
Iniemówiłategowcalekobieta,którazamykałasię
wwieży,czekającnaksięciazbajki,aaktywnasingielka
naprawdędużorobiąca,żebyzmienićswójstan.
Towłaśniedlategopewnegolistopadowegopopołudnia
przyszłazapłakanadoswojejprzyjaciółki.Ostatnifacet,
zktórymwyszławweekend,okazałsiędupkiem,
adodatkowolekarzprzekazałjejranokiepskądiagnozę.
Kilkatygodnitemuumówiłasięnarutynowąwizytę
uginekologa,potemzrobiłaróżnebadania,agdy
spotkałasięzlekarzemznowu,byjeomówić,tennie
miałdlaniejdobrychwieści.
–Mapaniznaczniemniejkomórekrozrodczych
odstatystycznejśredniej–powiedział,aonaażpobladła.
–Jestpanpewny?
Lekarzpokiwałgłową.
–Jeżelimyślipaniopotomstwie,toradziłbymsię
pospieszyć.Sytuacjaniejestcoprawdajeszcze
krytyczna,alelepiejdmuchaćnazimne.Starania
odzieckotoniezawszejestprostasprawainiekażdemu
udajesięodrazu.Zwykletenprocestrwakilkamiesięcy,
aniekiedyilat.Niewiem,jakiejestpanipodejście