Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
4
Skylight,ul.Złota
Kordianzapukałdobiurapatrona,apotemodczekał
chwilę.LewBucheltnigdyniewpuszczałnikogoottak.
Musiałpodejśćdodrzwi,uchylićjeidopieropotem
zapraszałgościadośrodka.
–Wejść–rozległosięmrukliwepolecenie.
Cóż,zawszemusibyćtenpierwszyraz,uznałOryński.
Wszedłdogabinetu,apotemskinąłstarszemu
mężczyźniezabiurkiem.Nadwudziestympierwszym
piętrzebiurowcaSkylightbyłnazywanyponurakiem,ale
stanowiłotopewneniedomówienie.Wiekowyprawnikbył
raczejborsukiem.
Jegoniezmiennieposępnaminaprzywodziłanamyśl
niemelancholię,agłębokiezgorzknienie.Właściwie
Kordianatrochętodziwiło.Bucheltmiałwszystko,
coczłowiekwjegowiekumógłchcieć–małąfortunę
wOFE,dobrypakietsocjalny,porządnemieszkanie
iniemalejącystrumieńgotówki.Wdodatkuniktwpracy
muniepodskakiwał,bokażdyzdawałsobiesprawę,
żeczęśćprzynoszącychzyskiklientówodejdzie
odŻelaznego&McVayazdniem,gdyLewprzejdzie
naemeryturę.
–Ach,toty,kawalerze.
Określenietobyłotylkokropląwmorzurzeczy,które
irytowałyOryńskiego.Mimotouśmiechnąłsięizajął
miejsceprzedbiurkiem.
–Cocięsprowadza?–zapytałBuchelt.
–Wczorajszewydarzenia.
Pozbawionawyrazutwarzpatronastężałajeszcze
bardziej.Pochwilizmrużyłoczy,azmarszczkiwokółnich
stałysięwyraźniejsze.Przywodziłnamyśl
pomarszczonegoClintaEastwooda,ztymżedobre
dziesięćkilogramówtęższego.