Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zapłacić”.
Pochwilirzekł:
Słyszałem,żepaniwszystkimsiętuzajmuje;czypani
lubigospodarstwo?
BardzolubięKrzemieńodpowiedziała.
IjalubiłemKrzemień,gdybyłemchłopcem.Ale
gospodarzyćbymwnimniechciał...Takietrudne
warunki...
Trudne,trudne...Robimyteż,cownaszejmocy.
Tojest,panirobi,cowpanimocy.
Pomagamojcu,któryczęstojestcierpiący.
Jasięnatychrzeczachnieznam,aleztego,cowidzę
isłyszę,wnoszę,żewiększaczęśćrolnikówniemoże
liczyćnaprzyszłość.
LiczymynaOpatrzność...
Towolno,alewierzycieliniemożnadoniejodsyłać.
TwarzpannyPławickiejpokryłasięrumieńcem
inastałachwilakłopotliwegomilczenia.
APołanieckipowiedziałsobie:„Skorośzaczął,toidź
dalej”.
Irzekł:
Panipozwolisobiewyjaśnićcelmegoprzybycia.
Pannaspojrzałananiegowzrokiem,wktórym
Połanieckimógłwyczytać:„Dopieroprzyjechałeś,godzina
jestpóźna,jaledwieżyjęzezmęczeniażeteż
najprostszadelikatnośćniewstrzymałacięodrozpoczęcia
takiejrozmowy”.
Głośnozaśodrzekła:
Jawiem,dlaczegopanprzyjechał,alemożebędzie
lepiej,gdypanzojcemotympomówi.
Dobrze;przepraszampaniąodrzekłPołaniecki.
Tojaprzepraszampana.Ludziemająprawo
dopominaćsięoswoje,ijajestemdotego
przyzwyczajona.Aledziśjestsobota;wsobotęmasię
tyleroboty.Zresztąwtegorodzajusprawach,pojmuje
pan...Czasem,gdyprzyjeżdżająŻydzi,układamsię