Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Myślałbymprędzej,żetojakiśpomysłartystyczny
rzekłniżportretżywegodziecka.Cozacudnagłówka
icozawyraz!Topanisiostrzyczka?
NieodpowiedziałapaniPołanieckaitojestdziecko,
którejużnieżyje!
WoczachZawiłowskiegojakopoetyówtragicznycień
podniósłjeszczewspółczucieipodziwdlatejistotnie
anielskiejtwarzy.Przezjakiśczasprzypatrywałsięjej
wmilczeniu,toodsuwając,tozbliżającdooczufotografię,
poczymrzekł:
Jasiędlategopytałem,czytoniepanisiostra,
bojednakjestcoś...wrysach,raczejwoczach...
doprawdycośjest!
Zawiłowskizdawałsięszczerzemówić,alePołaniecki
miałtakąreligijnąniemalcześćdlazmarłej,żemimo
całegouznaniadlaurodyMaryniporównaniewydało
musięjakimśrodzajemprofanacji,więcwyjąwszy
fotografięzrąkZawiłowskiego,ustawiłnapowrót
ipocząłmówićzpewnąszorstkążywością:
Alebynajmniej!Bynajmniej!Niemajednegorysu
wspólnego.Jakmożnanawetporównywać!Anijednego
rysuwspólnego!
AMaryniędotknęłaniecotajegożywość.
Jatakżejestemtegozdaniaodrzekła.
Leczjemuniedośćbyłojejzdania.
CzypaniznałaLitkę?spytałzwróciwszysiędopani
Maszkowej.
Tak!
Prawda!WidziałapaniuBigielów.
Tak.
No,przecieniemaśladupodobieństwa?
Nie.
Zawiłowski,któryadorowałszczerzepaniąPołaniecką,
począłpatrzećnaPołanieckiegozpewnymzdziwieniem
onjednakspoglądałteraznawydłużonąpostaćpani
Maszkowej,rysującąsięprzezpopielatąsuknię,imyślał: