Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zRurykowiczów”poczęłamówićzwyrazemnieopisanej
słodyczydoPołanieckich:
–Państwoniewiedzą,żejąWiktorHugobłogosławił,
gdybyłajeszczemała.
–TopanieznałyWiktoraHugo?–spytałaMarynia.
–My?Nie!Niechciałabymgoznaćzanicwświecie,ale
razprzejeżdżałyśmyprzezPassy,gdyonstałnabalkonie,
i–niewiem,czyprzezjakieśprzeczucie,czyprzez
natchnienie–jakzobaczyłLinetkę,takpodniósłrękę
iprzeżegnałją.
–Ciociu!–rzekłapannaCastelli.
–Kiedyprawda,mojedziecko,acoprawda,toprawda!
Zaraznaniązawołałam:„Patrz!Patrz!Podnosirękę”
–ipanCardyn,konsul,którysiedziałnaprzedzie,widział
także,żeonpodniósłrękę,apotemprzeżegnałcię.
Owszem,jatochętnieopowiadam,bomoże
zatoprzeżegnaniePanBógodpuściłmujegogrzechy,
którychmiałtyle.On,takiprzewrotnyumysł,ajednak
zobaczywszyLinetkęprzeżegnałją!
Byłowtymtyleprawdy,żepanieteprzejeżdżającprzez
PassyistotniewidziałynabalkonieWiktoraHugo.
Codobłogosławieństwa,jakiegomiałudzielićLinetce,złe
językiwarszawskiedowodziły,żepodniósłrękę,albowiem
wtejchwiliziewał.
LecztymczasempaniOsnowskamówiładalej:
–StworzymytusobiemałeWłochy,ajeślisiępróbanie
uda,tonaprzyszłązimęuciekniemydowielkich.Już
mitochodziłopogłowie,żebyotworzyćwRzymiedom.
TymczasemJózioprzywiózłkilkaładnychkopiiobrazów
iposągów.Totakpoczciwiezjegostrony,bojego
toniewieleobchodzi,więczrobiłtotylkodlamnie.
Sątambardzodobrerzeczy,boJóziomiałtenrozum,
żesobienieufałiprosiłopomocpanaŚwirskiego.
Szkoda,żegotuniema.Szkodatakże,żepanBukackijak
nazłośćumarł,boionbysięnamprzydał.Czasembywał
bardzomiły.Miałtakąjakąśgiętkośćjakwąż,