Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ja:
Lecę,płynę,wiszęnadoceanem.Widzępodsobązamarzniętygranatowystawbez
brzegów,przewianysypkimśniegiempodobnymdotalku,gdzieniegdzieprzeziera
seledynwodorostów,gdzieindziejmajaczyszarośćkorzenidrzew,codawnoumarły.
Tylkopatrzeć,atuzzaobłychhoryzontównadbiegnąchłopcyzłyżwami.
Toniestaw,tooceanwzburzony,spieniony,porytyogromnymifalami.Stąd
wydajesiętafląlodu,afalezastygłymikopczykamiśniegu.Alegdybyzniżyćlot,
usłyszałbymdzikirykmorza,łoskotprzewalającychsięfalwielkichjakpiętrowe
domy,jękwiatrów,cozbiegłysiętuzewszystkichstronświata.
Tenkrajobrazpodemnąniezmieniasię.Wiszęwstrasznej,ogłuszającejciszy.
Gdzieśdaleko,prawienadhoryzontem,pojawiająsięstadkapękatychobłoków,
chwilęprzypatrująsięmniealbowściekłymżywiołompodemną,wreszciekryjąsięz
powrotemzahoryzontem,gdziejestichkryjówkaalboprzystań,wktórej
zacumowaneczekająnarozkazy.Ziemiajestniema,słońcejestnieme,wszechświat
jestniemy.
Kiedyzechcę,woddali,nakrawędzizakrzywionegohoryzontu,ukazujesięląd.
Czasemszybko,kiedyindziejpowolizbliżasiędomnie,awłaściwieuniżenie
podpływa,rozciągasiępodemnąjakharmoniaiwidzęośnieżonewzniesienia,góry,
głębokiedolinyześladamidróg,poktórychjeszczeniktniechodził.
Wtedyprzechylamsięnalewybokibiorękurswstronęsłońca,które
natychmiastprzemieniaoceanwrzekę,coniesienaswymgrzbieciezłotojesiennych
liści.Wtedyrobisięcieplej,słońcegrzejeispodsłońcanadbiegająpodmuchyżaru.
Tenświatpodemnąjestmojąwłasnością.Tenświatjestmojąplanetą.
Potemjestujściewielkiejrzekiiogromnawyspapolewejstronie,aprzyujściu
leżyłódźzakotwiczonadoskałpodwodnych.Aletoniełódź,tokawałlądu,coteraz
stałsięwyspąokształciewrzeciona,akiedyśbyłdolinąwdalekichmoichstronachi
późniejprzezbogówalbodemonyzostałzepchniętynamorzeizłewiatryzagnałygo
tu,ibędziedryfowałdalejprzezwieki,tysiąclecia,wieczność.
Obijamsięjakćmaoczarneścianynieskończonościistalewracamdotego
kawałkaziemipodobnegoczółnuiczekam,kiedywybrzmięjakdźwięk,kiedyzgasnę
jakostatnipromień.Zdalekichzakątkówpróżnirozszerzającejsięgwałtowniesłyszę
jęki,płaczbogówrodzącychsięiginących,bogówmniejszych,większychi
największych.Wszystkieistoty,stworyisiłynadprzyrodzonemodląsięonieistnienie.
Amożeichprzekleństw,wołańiszlochównierozumiem.Możetylkowstąpiłem
nawyższepiętroniewiedzyitensamstrachcodawniej,alezwielokrotniony,
spotworniały,tensamdobrzeznajomystrachwnowymnasileniuścigamnie,gna
przezmroźnepustkowia,zabijainiemożezabić.
Ijawracamtunamoment,któryjestmgnieniemalbowiecznością,jeszcze
jednąkrótkąwiecznością,wracamdotegoczyśćca,albomożewodopoju,krynicy
orzeźwiającejdlagrzesznychdusz.Więcwracamtu,wiedząc,żepomałej
nieskończonościznowustądodejdę,czyraczejucieknę,ibędętęsknićdobólu,męki,
grzechu.
Czekamtylejużwiecznościnazrozumienie,napoznanieprawdynajwiększej,
naukojeniewjasności.Jestempsem,dzikimpsemprzestrzenirozkurczającejsięw
męcealbowrozkoszy.Tojaujadamwuroczyskachmiędzygalaktycznych,tojawyję
dotejnajwyższejgwiazdy,którapowinnabyć,alektórejmożeniema.
Przezwyspę,cojestczęściąmojejojcowizny,idzieukośniekrzywadroga.
Kamienista,porosłazbokustarymitrawami,ześladamikół,copracowiciemełły
piach.Pielgrzymujędrogądoswojejdoliny,toznaczydotegozaklęśnięciaziemi,
któremniewydałozkojącej,błogiejnicościnaświat,nanieskończoneistnienie,na
3