Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zcałejsiłystarałamsięnieskrzywić.Odwróciłamwzrokwstronę
bocznejszybyiwalczyłamzełzami.
Milczałam.
–Nietomiałemnamyśli.
–Niemusiszsiętłumaczyć.Zrozumiałam.
Przeczesałpalcamiwłosy,ajamiałamwrażenie,żebyłrozdarty.
–Przytobieniepotrafięsięskupić,atojestdużyproblem.Mam
cięchronić,ajaktorobić,kiedy…–zaciąłsię,jakbyprzyłapałsię
natym,żepowiedziałzadużo.
–Dlaczegoniepotrafiszsięskupić?–Popatrzyłamnajegopełne
usta.Ciąglepamiętałamichsmak.
Miałamwtejchwiliwielkąochotęgopocałować.
–Jestempewny,żewieszdlaczego.–Spojrzałnamnie.
Wiedziałam?Raczejnie.Niewiedziałam,czydobrzeodbierałam
jegosygnały.Tenczłowiekbyłtakskomplikowany,żeniepotrafiłam
gorozgryźć.Wjednejchwilizachowywałsięjakdupek,azachwilę
wyznawałmitakierzeczyipatrzyłnamnietymdziwnymspojrzeniem.
Niemiałamżadnegodoświadczenia,aleniekiedyodnosiłamwrażenie,
żewjegooczachpojawiałsięogień.
–Najwyraźniejniewiem.–Zmarszczyłamnos.–Wysyłasz
miciąglesprzecznesygnały.
–Takbędzienajlepiej–mruknął.
–Jasne,pewnie!Okej,jaksobiechcesz.
Zatrzymaliśmysięnaparkinguprzedmałymsklepem
papierniczym,wktórymstaryMeksykaninsprzedawałwszystko,
cobyłomipotrzebne,bymalować.
Otworzyłamzrozmachemdrzwiiwkurzonaszybkowyszłam
zsamochodu.
–Poczekaj!–powiedziałgłośnoiwyskoczyłzautajakzprocy.
Patrzyłwkażdąstronę,żebyupewnićsię,żeniktnanassięnieczai.