Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
potraficiężkopracować.
–PozdrówodemniePatricka.–Albertoparłdłońotorbęcukru.
–Akulepotrzebujesz?
–Samodlewam.
–Zrokunarokcorazbardziejprzypominasztrapera.–Pokręcił
głową.–Niemógłbymmieszkaćtakdalekoodmiasta.Straszne
odludzie.
–Przynajmniejjestspokój.–Iniktsięniewtrąca,pomyślał.Paul
nieprzepadałzaświatem.
Albertzerknąłnazegarściennyobokdrzwiwejściowych.
–Chybasięnieobrazisz,jeślipoproszęKate,żebydokończyła
twojezamówienie.Helenniedomaga,obiecałem,żecośjejugotuję.
Dochodzipierwsza,pewniejużpsioczy,żesięspóźniam.
–Zachichotał.
–Mamnadzieję,żetonicpoważnego.
–Nie.Poprostubólgłowy.Rzadkojemiewa,alekiedyjużsię
przytrafią,kładąjąnałopatki.
–Poradźjej,żebynamoczyławwodziekorzeńimbiruiwypiła
napój.Powinnaprzebywaćwzaciemnionympokoju.
–Znaszsięnadomowymleczeniu?
–Mojababciacierpiałanabóległowyiwierzyławskuteczność
imbirowejherbaty.
–Wezmętrochęimbiru.Niezaszkodziwypróbować.–Albert
rozejrzałsięposklepie.–GdzieżpodziałasięKate?
Pauldostrzegłwysoką,szczupłąkobietęstojącąnadrabince
nakońcurzęduznaczyniamikuchennymi.
–Toona?–Wskazałgłowąkobietę.
Zerkającwgłąbsklepu,Albertpotwierdził:
–Tak.Hej,Kate,mógłbymciętuprosićnachwilę?
Szławstronękasyswobodnym,zamaszystymkrokiem.Paulowi
podobałsięsposób,wjakisięporuszała,wyglądałanakogoś,kto
dobrzeczujesięwswojejskórze.Zaskoczyłogospojrzeniejejżywych
bursztynowychoczu.Posłałjejniedbały–miałnadzieję–uśmiech.
SkinęłagłowąizwróciłasiędoAlberta.
–Potrzebujepanczegoś?
–ObiecałemHelen,żeprzygotujędlaniejobiad.Czymogłabyś