Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nienadajęsięnamodelwcałości,dlaczegopanitaksądzi?
–Takonfekcja…–usiłujewybrnąćBogna.
–Mogęwystąpićwtodze,chcepani?Rozumiem!Akt…Pozwolipani,żepropozycję
przemyślę.Aktjakookreśleniekondycjinaukowcaiwychowawcynastępców.
–Panmnieonieśmiela.Dlategojestemtakaniezręczna–przyznajesięBogna.
–Przepraszam.Niemiałemtakiegozamiaru–patrzynaniązuśmiechem.Głęboko
osadzoneoczy,wydatnekościjarzmowejbrwischodzącesięunasadynosasprawiają
wrażenie,żeuśmiechająsiętylkousta,resztatwarzyzachowujeswójzwykły,mroczny
wyraz.
Dlaczegotaknamniepatrzy,pewnouważażebluzkamazadużewycięcie–peszysię
Bognainagleczujesięokropniewydekoltowana.Wykręty.Samejprzedsobą.Wcalenie
chodziobluzkę,sprawajestpoważna.Spoglądawtamtemroczneoczy,czujejakbyodnich
biegłpromieńdojejoczu.Trwachwilę,mniej,ułamekchwili–aleBognajużwie,cosięim
wydarzyło.
–Obiecanokawę–upominasięadiunkt.Jegouśmiechobejmujecałątwarz.Ontakże
wie,cosięimwydarzyło.
3.
Ulkawypływazgłębinysnu.Zatrzymujesiępodpowierzchnią.Marzyjejsię
przezroczystelustrowody,ztymwrażeniemwynurzasięnakrawędźjawy.Jestnadwielkim
Jeziorem.Jeśliwiejewiatr,niewychodzączdomumożnasłyszećgrzywaczechluszcząceo
nasadęmoreny,jestemubabki–
–Bardzosięociebieniepokoiłam–wpadławramionaMarty,oczekującejna
przystanku.–Dlaczegonietelefonowałaś?
–Próbowałam.Nicztego.Naliniiniemożnośćabsolutna.Ulkamiałaprzyjechać
porannymautobusem,alenieprzyjechała.Martawnerwachspędziłapółdnia.
Samąwysłali–zamłodananocnepodróże–zawszejąojciecprzywoził–mógłjeszcze
iwtymroku–niespokojnienadrogach–ocalBożeodzłegoprzypadku–benzynadroga–
musząoszczędzać–jednakBognapowinnadzieciakowitowarzyszyć–
BrakujezgraniamiędzydalekobieżnątrakcjąapołączeniemlokalnymzSarnią.
WprawdziedworzecautobusowywSuwałkachnareszcieprzeniesionowpobliżekolejowego,
alepociągsięspóźniłiUlkaniezdążyłanapierwszyautobus.Dopołudnianatejtrasiekursy
sądwa,obsługująjąkierowcyznaniMarcieoddziecka.
–Mówiłampanidoktor,warszawskipośpiesznynieprzybyłnaczas,wnuczkę
przywiozęnastępnymrejsem.
Szoferwysiadł,zbagażnikawpodbrzuszupojazduwydobyłplecakUlki,pomógł
umocowaćnarowerzeMarty.
–Dowidzenia,panidoktor–uniósłdłońdoczapkiiwróciłdokabinywozu.
–Jużtrzeciepokoleniemidoktoruje.Przestałamprostować.Beznadziejne.Dzieci
słysząodstarszychitakdziedziczą–jakcorokutłumaczyłasięMarta,patrzącnamgiełkępo
autobusie.
–Nikomunieszkodzi–Ulkachwyciłarowerowerączki.Skręciływleśnądrogę,
wysokopiennejodły,stykającesięnadduktemkoronami,zamykałyzielonyłuk.Ulkapoddała
sięwrażeniu,żekroczynawąwielkiejświątyni.
–Tenpatentmniesięnienależy.
–Maszabsolutoriumiwieloletniąpraktykę,samdyplomtoponiekądpapier.
–Kluczdozawodu,mojedziecko.
9