Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Samamówiłaś,samouk,któregotuzastałaś,wiedziałwięcejodciebieoleczeniu
zwierząt,chociażbyłanalfabetą,atypostudiachzaocznych.
Takarozmowapowtarzałasięwkażdewakacje,zarazpopierwszymdoktorowaniu
babcewobecnościUlki.UpewniałaMartę,żezupływemczasureakcjawnuczkinaów
honorowytytułpozostajeniezmieniona.
–Tobyływieczorowezajęciazokrojonymiprzyśpieszonymprogramem.Brakowało
kadrywewszystkichzawodach,wymordowanej,rozproszonejpoemigracjach,obozach,
zmobilizowanej.Gdytylkowojnaprzeniosłasiędalej,ustanawianotakieszkoły,dwalata
zaliczanowrok.Aon,tenzielarz,niezupełniebyłanalfabetą,umiałpodpisaćiczytać
drukowane.
–Fantastyczne!Ilejeszczeosóbumiałoczytaćdrukowane?
–Zestarszegopokolenianiewiele,inajlepiejzkantyczki.
–Iwewsibyłjedenrower,jednoradiotranzystorowe…–bierzeudziałUlkawznanej
odzawszeopowieści,jakbyjąmusiałaodnawiać,żebysięniezatarła.
–Radionakryształek–prostujebabka.
–…ludziechorowalinakołtun,znachorodzwierzątbyłnanożezeznachorkąodludzi,
ponieważnietylkokurowałżywyinwentarz,aletakżepodbierałjejpacjentów…Wierzyćsię
niechce!
–Takbyło.Achociażodtamtejporyminęłoponadpięćdziesiątlatiodchodzą
generacje,wzbiorowymdoświadczeniupozostałzapistamtejbiedyicywilizacyjnego
zapóźnienia.Nieszczęście,żeznowunadciąganiedostatek,możeigorszyodtamtego,
ponieważludziesąświatlejsi,więcejrozumiejąiwięcejchcą.
Martęogólnieszanują.WciążjestwSarniejKimś,chociażjużodkilkulatna
emeryturze.Ludzietutajzdobrąpamięcią,niezapominająanizłego,anidobrego,nie
zapominająprzekazupokoleńminionych.
Martaprzezpółwiekudbałaoichzwierzęta,nierzadkoświadczyłaludziom.Nie
zawszemieliwSarniejauta–przeważnieciężkowypracowanezaniemieckągranicą–pekaes
teżniezatrzymywałsięnaasfalciezalasem.Niedocierałtutajżadenautobus,ponieważnie
byłoasfaltu.Najbliższa,teoretycznieregularna,komunikacjazaczynałasiędwadzieściapięć
kilometrówzaSarnią,odSuwałkdzieliłoponadtrzydzieścipięćzokładem.
Chorychwoziłosięwozemwdrabinkiwymoszczonepółkoszkami,wkoniepodduhą
albosaniami,leczkiedyś,kiedyistniałyjeszczeprawdziwezimy–bywało,puchunasypie
równozkominami–Sarniąodcinałoodświata.IMartapomagałacierpiącymwedług
sumieniaiumiejętności,aopróczniezliczonychmiotówcieląt,prosiąt,jagniątiźrebaków,
wieludzieciomwSarniejszczęśliwiezawiązałapępki.
–Ciekawe,kiedysiępokaże?–przystanęła,nasłuchując,Marta,alebrzmiałtylkotryl
kosaiperkusjadzięcioła.
–Kto?
–Płowy.
–Myślałam,żepozostałwdomu.
–Oczywiściepozostał.
Płowy,kundelposturybasiora,przypominałszkieletobciągniętysparszywiałąskórą,
gdykilkalattemuprzywlókłsięzlasuiległnasiedliskuMarty.Miałprzestrzelonąnogę.Z
wycieńczenianiemógłjużwstać,tylkowyszczerzyłsięzrozpaczy,bezsilnościiurazydo
człowieka.Musiałsrogodoświadczyćodtegogatunku.
Martarozpoczęłaratunekodnapojeniaciepłymmlekiem.Odkarmionyiwykurowany,z
czasemrazjeszczezaufałdwunogiemu,przywiązałsiędoMartyjaktylkopiespotrafi.Ostała
musięchromałapapobreneceipanicznareakcjanaodgłosstrzału,aleoweśmiertelne
niemaldoświadczenienieodmieniłonatury.Pozostałleśnymżulem,zbójemikłusownikiem.
10