Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Dochodziłapółnoc,kiedyLaurawreszciepostawiłaswojąnaprędce
spakowanąwalizkęwniewielkimpokojunadrugimpiętrzehotelu.
WgęstymmrokuniemiałaszansdostrzecobiecanegowidokuTatr.
Jasnapoświataksiężycaledwierysowałasięwysokonaniebie.Gwiazd
niesposóbbyłozobaczyć.Podeszładooknaiodsłoniłagęstotkaną
firankę.Odruchowopociągnęłazaklamkę.Niemalnatychmiast
poczułanatwarzyorzeźwiającypodmuchmroźnegopowietrza.
–Jaknazesłaniu–warknęłapodnosem,przypomniawszysobie
marzenieosłońcu,którekilkagodzinwcześniejktośbezlitośnie
podeptał.–Izacotakara?Zadobrzewykonanąrobotę.Brawoja!
Zatrzasnęłaoknoipodkręciłagrzejnik,apotemposzładołazienki.
Chwilępóźniejprzekręcałasięzbokunabok,usiłujączasnąć
nawąskimłóżku.Zimanienależaładojejulubionychpórroku,atu
wgórachlutytodopieropołowasezonunarciarskiego.Przepełnione
stokiikarczmy–tylkoztymkojarzyłazimowąstolicęPolski.
Ijeszczetenprzejmującychłód,którydosłownieprzenikałjądoszpiku
kości.Terazteżwłożyłaskarpetyiciepłąkamizelkęlatatemu
wydzierganąprzezmatkęnadrutach.Zasnęładopierowtedy,gdy
nakołdręzarzuciłaznalezionywszafiekoc.
Rankiemzajęłojejchwilę,zanimwygrzebałasięzpościeliipojęła,
gdziesięznajduje.Zimpetemuderzyławleżącynaszafcetelefon,
któryodjakiegośczasuznęcałsięnadnią,nieustanniedzwoniąc.
Jednakupórprzedmiotówmartwychbywazdumiewający.Laura
wreszciesiępoddałaiodebrała.
–Halo–odezwałasięzaspanymgłosem.
–Tylkominiemów,żejeszcześpicie!–GłosHarapińskiejniemal
wwierciłsięjejwczaszkę.
–Skąd–skłamała,wyskakujączłóżka.–Właśniebrałamprysznic.
Nadowódprawdomównościwbiegładołazienkiiuruchomiła