Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Podsłuchiwanie
KendraSorensonbiegłatruchtemprzezciepłąmgłę,
mokryżwirchrzęściłpodjejstopami,aonazastanawiała
się,czywilgoćwpowietrzudostateczniesięporusza,
żebynazwaćjądeszczem.Możemżawką.Dziewczyna
zerknęławgóręnarozmazaneszareniebonadczubkami
drzew,apotemnatrzywróżki,otoczoneniewyraźnymi
nimbamiświatła.Nicniebębniłookapturjejwiatrówki,
alebyłomokroirówniemokrebyłyliściastegałęzie
poobustronachdługiegopodjazdu.
Tonajciemniejszyranektegolata,przynajmniejodkąd
piętnastoletniaKendrazaczęłabiegać.Zwyklewstawała
tużprzezświtemitrzyrazyokrążaładużyogród.Każde
kółkoobejmowałobiegpodjazdemażdobramy
izpowrotem.Dłuższatrasaoznaczałabyalboopuszczenie
granicBaśnioboruinarażeniesięnaniebezpieczeństwa
pozarezerwatem,alboryzykozetknięciazzagrożeniami
czyhającymipozaogrodemchronionymprzezmagię.
Włóczeniesiępolasachrezerwatutoniebyłdobry
pomysł.
Dziśniedałosięoglądaćwschodusłońca.Szarość
stawałasiępoprostucorazjaśniejsza,kiedyKendra
podążałaswojązwykłątrasą,ślizgającsięnamokrej
trawie.
Przedsobązobaczyłabramę–jakzwyklezamkniętą
–wykonanązkutegożelazaizwieńczonąliliami,jedyny
otwórwogrodzeniuokalającymcałyrezerwat.Kendra