Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Noszenieciemnychokularówwnocytoryzykownymanewr,nawet
jeślimasięnormalnywzrok.Ludzieniezauważąmojegooka,ale
odbijaniesięodścianczyprzewracanieodzieciakitowzasadzie
gwarancjaściągnięcianasiebieuwagi.Naszczęścieterminallotniczy
wBodøjestdobrzeoświetlony.Nieżebymsięmartwiła.Pozakobietą
siedzącązakioskiempodrugiejstroniekorytarzajestemtutajsama.
Sykgazu,kiedyodkręcambutelkęcoca-coli,wydajesiędziwnie
głośny.Jestcośniepokojącegowzwyklezatłoczonychmiejscach,
kiedyopustoszałe,jakrzędypustychławeknocąwszkoleczy
wesołemiasteczkobezświatełimuzyki.
Kiedytuwcześniejprzyjeżdżaliśmy,mamawypożyczałasamochód
zlotniskawBodøizawoziłanasnapromsamochodowy.Poruszając
siępieszo,przynajmniejmogęsiędostaćnałódźekspresową.Równie
dobrzemogępaśćzezmęczenia,zanimtamwogóledojdę.
Nagledomniedociera.Jakmogłambyćtakgłupia?Niematutaj
mamy,któramogłabymniezawieźćzportudoMormor.Nawetgdyby
nawyspiebyłataksówka,toniebyłobymnienaniąstać.Kiedydotrę
doSkjebne,czekamniedługadrogawciemności.Terazjużzapóźno.
Niemampieniędzy,żebywrócić,nawetgdybymchciała.
Mójtelefonrozbrzmiewa,gdydostajęwiadomośćodKelly.
„Kiedybędziesz,laska?Obyśmiałanasobiecośseksownego,