Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
TERAZ,gdydomstałmilczącyipusty,upodobałsobieprzesiadywaniedopóźnejnocy
wpokojuzajmowanymzazwyczajprzezGosięzmężem.Ciepłykolorścian,dywan,rozrosła
palmaprzyoknie,kilkabarwnychabstrakcyjnychobrazów,tapczanzcepeliowskąnarzutą,
łagodneświatłostojącejprzyfotelulampy,stolikzradiemiadapterem,wszystkototworzyło
przytulny,intymnynastrój.Nawetmrokgęstniejącypokątachnasycałsięciepłem.
Dzisiajprzywitałatmosferęserdeczniejniżzazwyczaj.Sporoczasuminęłoodchwili,
gdyprzestępującprógmieszkaniaotrzepywałpłaszczzlepkiegośnieguiocierałchusteczką
zziębniętątwarz.Umyłsię,przebrał,zjadłjużwkuchnipodanąprzezAnielciękolację,a
jeszczeniemógłzłapaćoddechuaniwyzwolićsięodpoczuciaśmiertelnegoznużenia.
Dusznosięrobiłonadworzeodsamegowidokuniskoprzygiętegokuziemi,nabrzmiałego
chmuraminieba,dławiłanawilgłapapkasypiącanaasfaltyichodnikiiprzemieniającasię
natychmiastwgęste,lepiącesiędonógbłoto.Ledwiesięprzywlókłdodomu,każdystopień
natrzeciepiętrosprawiałmufizycznyból.Ustarozwierałjakkarpwyrzuconyzwody,dłonie
wilgotniałyodpotu.
Wzdrygnąłsięnatoniemiłewspomnienie,kilkarazyzaczerpnąłpowietrza,wreszcie
odetchnąłswobodniej.Dofotelaprzysunąłstolik,złożyłnanimzabranyzprzedpokojuplik
gazet.Pełnewargiporuszyłysię,szepnąłpółgłośno;dziwaczniezabrzmiałtenszeptwśród
ścian:
Ejże,Lucek,cośsięztobądzieje?
Niemusiałodpowiadaćnatopytanie.Odzgórąrokuserceniedomagało,przyplątywało
sięjednozadrugim,jakiśniedowórklap,miażdżyca,zniązapanbratdusznicabolesna,przy
którejatakachzanicniemożnazaczerpnąćpowietrzadopłuc,znienackawyskakująca
arytmia,bitemia,corazczęściejpojawiającesięstanylękowe.Doszłotakdozawału,ledwie
sięzniegowygrzebał.Przezcałeżyciestroniącodlekarstw,wodweciezapoprzedniąswą
wstrzemięźliwośćłykałterazpastylki,odmierzałkroplemikstury,pozwalałnakłuwaćsię
zastrzykami.Czasamipomagało,kiedyindziejniezdawałosięnanic.Niechtylko
nadciągnęłapodobnadzisiejszejpogoda,pojawiałysięwrazzniąobjawyniewydolności
serca,budzącpoczucieapatycznejbezsiły.
Rozejrzałsię.Światłospływająceodżyrandolanasycałownętrzemęczącą
intensywnościąkolorów.Przeszedłkudrzwiom,przekręciłtaster.Taklubił,leciutkoróżowy
ciepłykrągwokółfotela,dalejprzyjaznypółmrok.
Wmieszkaniupanowałacisza,zzaścianysączyłasiędalekamuzyka.Anielcia
najpewniejjużwyszła,itakzasiadywałasięterazpóźnojaknigdy,pewniejejGosiazleciła
nadnimspecjalnąopiekę…PoczciwaAnielcia,zatroskanabyła,żeondzisiajmizernie
wygląda,nakazałazażywaćlekarstwo.Alelepiej,żejużjejniema.Jestterazsam,zupełnie
samwcałymmieszkaniuWitków.
JeżeliwZakopanemrównienieznośnapogoda,tosięimnieudałotymrazem.Styczeń
wpełni,achlapajakwlistopadzie.Ziąb,pluchaiteszare,brudnechmurzyskazwisłenad
ziemią.Cośnietęgozklimatem,zmieniasięnajwyraźniej,kiedyśpoznańskiestyczniebywały
mroźne,wsłonecznedniurywałsięwtedyzwykładów,ganiałnałyżwachpoazetesowskim
boiskuprzykolejowychtorach.
Możemusiętakzresztąwydaje?Możeonsamtylkosięzmienił,inaczejspoglądadziś
napogodę?Częstoniepoznajeprzecieżsamsiebie.Światstałsięinny,alenajwięcejzmian
nastąpiłownimsamym.Tolerujedziśto,nacokiedyśsięzżymał,znajdujeblaskiwtym,co
przedtemrysowałosięcieniem.
WZakopanem…ktowie,możetamnajcudniejszapogoda.NiebyłnaPodkarpaciuod
latijużniebędzie.kartęrównieżnależyzapisaćnarzeczbezpowrotnejprzeszłości.
Lekarzdłońmizamachał,gdymuwspomniał,chętniebyprzeszedłsięKrupówkami,
wjechałkolejkąnaGubałówkę,booKasprowymsamjużnawetniemyślał.Mowyniema,to
jakbyudawaćsięnawłasnypochowek.
2