Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Witkowiewyjeżdżającoroku.Ledwiedzieciakiniecopodrosły,zaczęlijezabieraćze
sobą.Stądtakispokójiciszawdomu,momentamiwuszachświdruje.Niewiadomo,jak
siętamurządzili,sezonwpełni.Gosiazresztąnapewnosobieporadzi,Witekjestbardziej
fajtłapowaty,musiwięcbyćpraktycznazadwoje.Pewniepomatcetoodziedziczyławrazz
krwią…
Sentymentówrodzinnychtakżejejbrakpomatce.Mogłabyjużnapisać,tydzień
przeminąłodichwyjazdu.Wie,jakonzawszesięniepokoi,ciekawjestwieści.Mogłaby,
pewnie,żemogłaby.Wielerzeczypowinnauczynić,ajejnawetprzezmyślnieprzejdą.Czy
tapraktycznaobojętnośćrównieżwniąspłynęławrazzmlekiemLucyny?
Cośnibyuśmiechprzewinęłopomiędzypełnymiwargami,któreniestraciłynicz
dawnychkolorów.Niewielebyłotegokarmienia,szybkozaczęłagrymasić,choćpokarmunie
brakło.Małąprzestawiłosięnabutelkę.Lucynabyławygodna,wtedyśmiałsięjeszcze,gdy
mówiła,żeniechcemiećskutkiemkarmieniaobwisłychpiersi.Śmiałsię,choćniepojmował.
Przecieżtobyłodlaichdziecka.Uległ,jakżebyniemiałulec,jeszczesięniezarysowały
szczelinypomiędzynimi,jeśligdzieśnawetczaiłysięnieuchwytnecienieprzyszłych
konfliktów,będącwciążzakochany,nieumiałbyichwytropić.GotówbyłprzyznaćLucynie
rację.Szkodapiersi,uwielbiałje,pełne,delikatne,poddawałysięmiękkowargom…
Cośsięjednaknowegomusiałozradzaćjużwtedy,zprzyjściemGosinaświat.
Urzeczonybyłwidokiempokracznegomaleństwa,czerwonegonaciałku,zzapałem
pakującegowłasnąstopędoust.ObokLucynywjegouczuciachpojawiłosięcośinnego.
Właśnietamałabrzydula,zkępkąjasnychwłoskównapomarszczonejgłówce,zapamiętaław
rozwrzeszczaniuprzykażdymzmoczeniupieluszki.Touczuciemiałoniepostrzeżenie
narastać,bypotemuwięzićgo,wpływającnakażdąchwilężycia,zjawiającsięprzedpamięć
wnajbardziejnieoczekiwanychmomentach.
Niemogłobyćinaczej,skądbysięwzięłapóźniejrozpaczoddalenia,wyczekiwanie,
tęsknota,teuczucia,którychnicprzytłumićniemogło,nawetlęknieznanego,potężniejącyz
każdymdniemmijającymodkońcawojny,aprzybliżającymspotkanie.Bojemupozostał
przynajmniejobrazmałej,uśmiechającejsięczarnymioczkamiipękatąbuziądowysokiego
cienia,któryprzechylałsięnadłóżeczkiem,biegającejwesołopoprzydomowymtrawniku,
rzucającejsiękuojcuzradosnympokrzykiwaniem.Onatymczasembyłajeszczewtedy
nazbytmaleńka,abyzachowaćcoświęcejniżwątlutkie,niewymiernewspomnienie.Możei
tegoniestało.Niedośćbyłobolesnegoprzeczuciatejjegoobcości,czytylkoobojętnościdla
córki,atumyśldręczyłasięjeszczeinnymiwizjami,umysłzaśobrachowywałzprzezimną
logiką,cowieziezesobątemudziecku,wychowanemuwkomforcie.Najgorszybyłjednak
tenwłaśnieniepokój,wynikającyzeświadomościjegodlaniejobcości.Ajeszczelęk,czynie
zdążanajkrótsządrogąkuzagładzieuczuć,wypiastowanychwsmrodzieiogłupieniu
więziennejceli,wbrawurzeinędzociepartyzanckiegożycia,wczepianiusiękurczowymtej
jegojedynejnadziei…
Gdyrojeniezetknęłosięwreszciezrzeczywistością,gdytoobcewszakjeszczedziecko
stawiałoprzyzabieraniugwałtownyopór,wierzgało,kopało,ryłoostrymipazurkamijego
twarz,darłosięniemieckimipokrzykami,żeniechce,żeonjestzły,wstrętny,przeżyłwtedy
chwilęzałamania,momentrozpaczliwejdepresji,chęćpanicznejucieczki,takniepojęty
wydałmusięukazanybrutalniekontrastrealnejsytuacjizwypielęgnowanymwudręce
obrazem.Nadomiarwtymdziecięcym,przykrympiskuusłyszałjakbyechogłosutamtej
kobiety.Wypuściłzobjęćszamoczącąsiędziewczynkę,stałjakprzykuty,siebiesamegonie
mogącrozeznaćwchaosieskotłowanych,bezradnychmyśli.
Niktmuniepomagał,cizmisjiteżsięcofnęliokrok,jakbypojmując,żenikttunie
możenicpodpowiadać,doradzać,żetenmężczyznajestimusibyćsam,tylkosam,w
plątaniniemyśliiuczuć,zeswymirozsypującymisięwpyłnadziejamiiwzbierającym
bólem.Cierpiałwtedyjaknigdywcześniejaninigdypotem,wgłowieczułpustkę,wsercu
3