Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
MaciejŚlużyński
RW2010
Sprzedawcymarzeń
–Chodźmy–rzuciławprzestrzeńLenazminąseryjnejmorderczyniiruszyła
zkopyta,jakklaczspiętaostrogą.
Pokłusowałamgrzeczniezanią.
Wspięłyśmysięposzerokichschodachnapierwszepiętrokamienicy.Woknie
napółpiętrzezauważyłamoryginalnywitraż;nieprzedstawiałniczegokonkretnego,
aleprzyciągałwzrok.Dwarazysięobróciłam,bynaniegospojrzeć.
Dółbudynkuzostałtakprzebudowany,żewyglądałjakjednodużepomieszcze-
nie.Nagórzebyłojużzwyczajnie–małyholidrzwidoróżnychpokoi,wszystkieta-
kiesame:drewniane,solidneiładne.Schodypięłysięjeszczewyżejichybaznajdo-
wałsiętamdrugiwitraż.Niestetyniemogłamsprawdzić,czyrównieabstrakcyjny
iintrygującyjakpierwszy,bomojaprzewodniczkaskierowałasiędopierwszych
drzwipolewejstronieienergicznieszarpnęłazaklamkę.Weszłaprzodemizaanon-
sowałamniegrobowymtonem:
–Szefie,tota,comiałaprzyjść.
Wsunęłamsięzanią,onieśmielona.Coinnegosekretarkalubjakaśniesympa-
tycznalaska,acoinnegosamprezes.Wkońcutoodniegozależało,czydostanętę
pracę.Dziewczynazrobiłanagływtyłzwrotistanęłamokowokozmężczyznąkoło
czterdziestki,śniadymbrunetem,szpakowatymnaskroniach,ubranymwszykowny
garnitur,stylowąkoszulęiświetniedobranykrawat.Nowogólecałybyłelegancki
iładniepachniał.ChybaCoolWaterDavidoffa,aleniebyłampewna,bostałamtro-
chęzadaleko.Zjegotwarzybiłajakaśtakaserdecznośćidobroduszność,żecałatre-
ma,którawłaziławemniewrazzkażdymstopniemschodów,abydojśćdogardłatuż
przeddrzwiami–stopniała.Wduchuodetchnęłamzulgą.
–Dzięki,Lena–powiedziałmężczyzna,adziewczynauśmiechnęłasięiwyszła.
Niesądziłam,żeumiesięuśmiechaćtaksympatycznie,alewkońcuznałamjąledwie
paręminut.
–StanisławSuchański–przedstawiłsię.–Witam,paniEmilio.
5