Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tobyłdużybukiet.John,oszołomionyichzapachem,
automatyczniepomyślałośmierci.
–Pozbądźsięich.
UśmiechClaudiiznikłjakzdmuchnięty.Przymrużyła
zdezaprobatąoczy.
–Nieczęstowidujemyszczęśliwezakończenia,Stark.
Mógłbyśokazaćchoćodrobinęradości.Powiedziałeś
policji,gdzieznaleźćdziecko,dlaodmianycię
posłuchaliichłopakwróciłdodomucałyizdrów.
–Totylkojednozezleceń–burknął,odmawiając
sobieprawadoodczuwaniaprzyjemności.
Gdybypozwoliłsobienapozytywneuczucia,musiałby
teżprzyjąćtenegatywne,któreniestetyzdarzałysię
znacznieczęściejwjegopracy.
–Wyrzućkwiatyalbozabierzjedodomu.Jeślijutro
ranowciążtubędą,samsięichpozbędę.
Niezamierzałupodabniaćbiuradodomu
pogrzebowego.
–Chybajerzeczywiściewezmę.Jeffreypomyśli,
żemamwielbiciela–zachichotała,wyobrażającsobie
minęmęża.
–Chcesz,żebybyłzazdrosny?
–Niechsiętrochępomartwi.Aleniekażęmucierpieć
zbytdługo.
Ech,tekobiety,pomyślałzniesmakiem.
–Codziśmamy?–zapytał,zmieniająctemat.
Sięgnęłaponiewielkiplikpapierówizaczęła
jeprzeglądać.
–Wczorajniebyłozbytdużegoruchuidziśranoteż
nie.Znówdzwoniłatakobietaztelewizji...
–Żadnychwywiadów–uciął.