Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałII
Wtymczasiegłównabohaterkatejtoruńskiejhistorii,
MarcelinaK.,poddałasiętemu,conieuchronne,jednym
banalnyminiemalniezauważalnymgestem,czyli
naciśnięciemzielonejsłuchawkiwtelefonie
komórkowym.Najpierwjednaktelefonskoczniezadzwonił
kultowymdzwonkiemnokii.Kobietazobaczyła
nawyświetlaczu,żetoMąż.Ucieszyłasię,żedzwoni,
bowdomunaglezabrakło(omennomen)olejuichciała
poprosić,bydopisałgodolistyzakupów,którądała
mudziśrano.
Usłyszałatrzaskiiczyjśoddech.Kobiecyjakby
stłumionygłosposkarżyłsię:
Jestmitakźle.Taksmutno.
Imęski:
Rozumiem.
Szelesty.Pochwiligłoskobiecy:
Niemogęprzestaćmyśleć,żezniąsypiasz…
Żekładzieszsięcodziennieobokniejwwaszymłóżku…
Aprzecieżmywtedy…tam…
Niemyślotym,jestemtylkotwój.Sypiamznią
corazrzadziej,wobecnejsytuacjiniemogęprzecież
inaczej.
Alesypiasz!Kobietaniemalzałkała.
Prawiewcale.
Niechcętak.Chcę,żebyśbyłtylkomój…
Znówoddechy,apotemcichemlaskaniabrzmiącejak
pocałunki.Spadałygrademnaszyję,ramiona,byćmoże
corazniżej.Stawałysięcorazgłośniejsze,corazbardziej
intensywne.
Pragnęcię…Męskigłosprzerwałnachwilę
tomlaszczącegradobicie.
Szelesty.Jakjesiennyspacerwliściach.Coraz
głośniejszedwaoddechyniezgrane.Kiedyonwydychał,
onawdychała.Dysharmoniaczułości.
Głuchytrzask.Jakbyuderzenieoziemię.