Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zawalizką,przesuwaliśmysięwstronęwyjścia.Mijającostatniedrzwi
wwagonie,gdziemieściłosiępomieszczeniesłużbowepanikonduktor,
zatrzymałemsięiukłoniłembardzonisko,wgeściepodziękowania
zawspólnąpodróż,jużbezsłów.Niepadłożadnespasibo,izwienitie,
tymbardziejdaswidania,któremogłoprzypomniećmojewcześniej-
szezdrastwujcie.Panikonduktoruśmiechnęłasięipożegnałanas:
szczęśliwowam.Takpozbyłemsięmoralniaka.
Powyjściuzwagonuiuporawszysięzbagażami,stanąłemjeszcze
namoment,abypopatrzećostatniraznatocudotechniki,abynieza-
pomniećobrazówichwilprzeżytychwnim.Spędziwszytyleczasu
wpociąguprzekraczaszbarieręanonimowościizaczynaszsięprzy-
zwyczajać,utożsamiaćzmiejscem,wktórymprzebywałeśtyleczasu,
aktórezarazodjedziedalej,wtymprzypadkudoOdessy.Zzadumy
wybudziłmnieBratucha,jeszczewkurwionyzaincydentzfilterkami.
-Nacoczekasz,idziemy.
-Jaknaco?Chcęzobaczyć,jakodjeżdża.
-Kurwa,Adam,będzieszczekałjeszczegodzinę?
Inieczekającnamnieruszyłprzedsiebie.
-Bratucha,Bratucha,zaczekaj.
Ciągnąłemwalizki,aonepoparusekundachzamieniłysięwpługi
zbierająceśnieg,któregotamniepowinnobyć,ponieważperonybyły
zadaszone,przynajmniejten,poktórymszliśmy.No,alekiedyrozej-
rzyszsiędookoła,towielurzeczyniepowinnotubyć,abyły.Naprzy-
kładświatła.Możetoświatłoibyło,lecztakminimalne,żejeżelizga-
słabyjeszczejednalatarniaczyprzepaliłabysięchoćjednażarówka,to
bezlatarkiczypochodnianirusz.Nieprzeszkadzałomitotakbardzo,
wpewnymsensiedodawałonawettemumiejscuurokuitajemniczości.
Wszystkobyłozatopionewżółto-białympółmroku.Białymodśniegu,
żółtymodpadającegoznielicznychlampświatła.Zustpodróżnych,jak
tonadworcuzawszespieszącychsię,zagubionychczyteżoczekujących
nagościlubpociąg,unosiłasiępara.Żebynietawszechotaczającamnie
postrealistycznaarchitekturadworcapomyślałbym:jakromantycznie.
36