Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Widzianoostatnionaskrajumiasta,jakpodnosiłazchodnika
różę,którakomuśwypadła.Cóżmogłazrobićzzwiędłąróżą.Może
niosłajakiśczas,apotemrzuciła.Spadającykwiatbyłbynachwilę
ozdobąjejszarejsukni,amożenawettwarzy.Szaleństwomiasta
zostałownimzaklęte,zupełniejakwbaśniachludowych.
Rozmawianootymnarynkuiwśródmiejskichdzielnicach.Ztych
rozmówwynikało,byłaosobąobłąkaną.Trudnotobyłozrozumieć.
Wkońcuchodziławolno,podobnonigdynieprzebywałazakratkami
domuobłąkanych.
Dokądszła?
Byłskrajmiasta,pewniewzgórzaprzednią.Trzymałaswąróżę,
patrząctonanią,tonasameszczyty.Skrajmiastaipoczątekgórmają
wsobiecośuroczystegoiświętego.Możnatamzbudowaćkazalnicę
dlakogoś,ktochciałbygłosićprawdę.Ktośmówił,żebyłabosa.
Możnazastanowićsięnadjejnachyleniem,rękądotykającąszarej
płytychodnikowej,oczamiwpatrzonymiwjedenpunkt.Możnamówić
onachyleniukuwieczności,kuwielkimsprawomalboteżkuświatu.
Bosenoginiosłyświętośćgór.Miastobyłoraczejwtymczasie
uśpione.Szlitamtędynieliczniprzypadkowiprzechodnie,ktośwyjrzał
przezokno,ktośinnystałwogrodzieiakuratpodniósłgłowę.
Podkreślali,żemiałabosestopy,dobrzezdalekawidoczne.Imimo
nachyleniasuknianiezakryłaich.Zetknęłasięwjednymmiejscu
zbetonowąpłytą,właściwiemożnapowiedzieć,zszarąziemią.Lekko
sięteżsfalowała,jakożebyłtozwykły,szarymateriał.Spojrzenia,
któreskierowanowjejstronę,byłyprzypadkoweimożnanawet
powiedzieć,obojętne.Wyglądała,jakbysięspieszyła.Woczachmiała
przerażenie,awruchachcoś,cozwyklemiewająwspinacze
wysokogórscy.
Atmosferatejczęścimiasta,wktórejsięznajdowała,niemiałanic
zgrozy.Widaćwniejsamejcośsiędziało.Pewnienikttegonie
dostrzegłzdaleka,bowiemci,którzyprzezchwilęobserwowali,
pozostalinieporuszeni.Byćmożeczekali,sięcofniealboukaże
swojątwarz.Stojącywogrodzieczłowiektwierdził,lekkosię
obejrzała,aprzynajmniejwidziałjejprofil.Resztętwarzyzasłaniałyjej
włosy,któreniebyłyniczymupięteipoprostuleżałyswobodnie