Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nóg.Trzymałasiętychsańobiemarękami,takjakbytobyłrydwan
słoneczny,anieprawiespróchniały,dawnonieużywanypojazd
zimowy.Czułachrzęstśnieguwieluzim,któreminęły.Myślałateż
ozimach,gdysańnieznano,żebyły,byćmoże,podobnedotych
obecnych,gdyrównieżniktsaniaminiejeździ.Wyobrażałasobie,
żenaglesanieteunosząwbiałązadymkę,aonatrzymawkażdej
ręcezapalonykaganek.
Światłatychkagankówzmieniająswojekolory,aonatrzyma
głowęgłębokowtulonąwfutrasoboloweiskóryniedźwiedzie.Płynie
takwtejbielijakArka,któradajeznaćojejistnieniu.Płozysaństają
sięrozpalonedoczerwonościipozostawiająjasnoczerwonąwstęgę
natejnieskazitelnejbieli.Takaszalonanocpozmieniajejwszystkie
wyobrażeniaosobieioludziach.wtedynaznaczenipiętnemtego
szalonegozbrataniasięzszarościąnocyiczerwonymiwstęgami
oplatającymiśnieżnąbielwiecznychzimowychporanków.Jakbardzo
chciałabyzamienićsięwówczaswjedenpłatekśniegu,który
odradzałbysięnieskończeniewielerazynadsaniamiwłaśnie.Byłby
towielkibalnocyzimowejzjednągwiazdąijednąpasażerkązrękami
pełnymiświatłaioczaminapełnionymiszczęściem.
Dalekadroga,jakbardzodalekawśródtychrankówzimowych.
Klękałaprzytychsaniach,dotykałapłóz,opierałasięonie.
Odczuwałatotak,jakbyporuszaładawnewieki,czyliminionyczas.
Potrafiłasięnawetpołożyćwsaniachigdyktośtamzaglądał,ona
uśmiechałasiędoń,alenicniemówiła.Zaglądającyteżniewiedział,
comamówić,itakkończyłosięnawymianiespojrzeńiuśmiechuzjej
strony.
Płozysańbyłyłagodnienachylonedoswejdrogi.Przyglądałasię
temuwygięciuimyślała,żewkońcuruniegdzieśtamtonachylenie
iwtensposóbrozsypiesięwszystko.Możnasobiejedyniewyobrazić
oparteonieręce.Tesaniebyłyakuratchłopskie,toteżciężkieopierały
sięonieręce.Aledoznawałatakiegosamegodreszczu,można
powiedzieć,dziwnejrozkoszy,gdynapotykałasanierzeźbione,lekkie,
służąceniedowożeniadrewna,leczdojeżdżeniawgościnę
dosąsiednichdworów.Światchałupchłopskichiświatdworkówbyły
takbardzoodsiebieodległejakowekształtysań.