Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
werandziestałojużdziewięćkoszywypełnionych
pobrzegipięknymiżółto-zielonymiowocami.Julia
wiedziała,żeciotkabędziepracowaćtakdługo,
ażwkażdymznichukażesięwiklinowedno.
–Pojechałanapierwszezakupy.Jakzwykleprzywiezie
zadużojedzenia.Awywszystkiebędzieciesięstresować
jakprzedsprawdzianemzfizyki.Roczniceślubutwoich
rodzicówtoniebezpiecznyczas.Zadużoemocji.
–Nieprzewidujnajgorszego.–Juliawalczyłaobardziej
pogodnąwersję.–Możewtymrokubędzieinaczej?
–Mowyniema!–Ciotkabyłazatwardziałąpesymistką.
–Jeślicośmożepójśćźle,zpewnościątaksięstanie.
Lichoniezmarnujeokazji.
Juliaroześmiałasię.
–Zwyklesięztobąniezgadzam–powiedziała,biorąc
dorąkostrynożykijabłko.–Alepowiemciszczerze,
żetymrazemsamaniemogęsiępozbyćdelikatnego
niepokoju.
–Ibardzosłusznie.–Ciotkaobierałarówno,pozwalając,
byłagodneokręgiskórekopadałynajejkolana.–Tunie
maczegoażtakbardzoświętować.Czterdziestarocznica.
Starośćityle.Zaniminajlepszelata,awperspektywie…
szkodanawetmyśleć,co.Jaitaksiędziwię,
żetomałżeństwotakdługoprzetrwało.Niejednoprzecież
razemprzeszli.Możewłaśnietojestpowód,żeby
urządzaćtęcałącelebrę?–zastanowiłasię.
Juliarozejrzałasięwokółzprzestrachem.Orodzicach
mówiłosięwyłączniedobrze.Zdawalisiębyćjedynym
trwałympunktemwzmiennymwszechświecie.Mama
zwyklepowtarzała,żedopókimająsiebienawzajem,
żadnasiłaichniezłamie.Juliachwytałasiętychsłów
wkażdejtrudnejchwiliżycia.Terazteżprzybiegłatutaj,
byusiąśćnadrewnianymganku,posłuchać,jakszumią
drzewa,ogrzaćsięwsłońcu,poczućzapachobiadu
dobiegającyzkuchennegooknaiułagodzićniepokój,
zktórymzmagałasięodkilkumiesięcy.
Nawetsłyszećniechciała,żecośtutajmogłoby
zachwiaćtąstabilnątwierdzą,jakąbyłdomrodzinny.