Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Wiem.–Ciotkawrzuciłaobraneipodzielonenacząstki
jabłkododużegogarnka.–Chcesziśćnawrzosowisko
izapomniećwszystko…Nieradzę.
–Wychodzę.–Juliaostentacyjniezeszłapodrewnianych
schodkachwerandy.
–Kiedyśteżtakmyślałam–powiedziałaciotka,aJulia
mimowolisięzatrzymała.–Sądziłam,żegdybymmogła
cofnąćczas,alezachowaćswójrozum,podjęłabyminne
decyzje.Niepoślubiłabymtegoczłowieka.Pozwoliłabym
mużyćwspokoju.Poszukałabymkogośobardziej
walecznymsercu.Poszłabymwszał,nawrzosowiska…
Juliastałaopartaodębowąbarierkęgankuize
zdumieniemwpatrywałasięwciotkę.
–Tak–westchnęłaMarta.–Taksobiewłaśniemyślałam
ibyłamnawetgotowapodejmowaćztegopowodu
życiowedecyzje.Aledzisiajwiem,żenicbytonie
pomogło.Gdybymposzłatamtądrogą,zapewnecałe
życietęskniłabymzabezpiecznymciepłymdomem,jaki
dałmimójmąż.Niepokonaszsystemu.Zawszeczegoś
będziecibrakowało.Niktniemawszystkiego.
Juliawróciładostołu.Pocałowałaciotkęwczubekgłowy
ipożegnałasięzniąserdecznie.Niechciałajużżadnych
rad.Szybkozbiegłapostopniachganku.Poczułapod
stopamimiękkątrawęimimowolispojrzałanaciągnący
siędalejsad.Jabłonieuginałysiępodciężaremowoców.
Wczesnegruszezłociłysięjużwrozłożystychkoronach
starychdrzew.Niecodalejdojrzewałybrzoskwinie,
awgłębiczekałynaswojąkolejsękateśliwy.
Zbliżałsięwieczór,alepszczoływciążpracowały,
poszukująclepkiego,słodkiegosokuwowocach.Kojący
dźwiękichskrzydełpołączonyzdelikatnymciepłem
zachodzącegosłońcałagodziłrozedrganenerwy.Julia
odetchnęła.Domspełniłjednakswojąrolę.Jakzawsze.
Nieodwróciłasię,byspojrzećnajegodoskonale
znajomąsylwetkę.Bałasię,żeciotkazawoła
jązpowrotemnaganekiznówzaczniewytaczaćswoje
argumenty.Ruszyławysypanąjasnymżwirkiemścieżką.
Niemusiałasięoglądać.Zzamkniętymipowiekami