Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naZanzibarczynainneSeszele,botamprzecieżczeka
mnietasamadroga.Odpoczątku.Niebędęspać
przecieżnaplaży,muszęmiećkątijedzenie.Więctrzeba
sięzatrudnićizaiwaniaćjakreszta.Nieotakązmianę
michodziło.
Telefon,któryzadzwoniłwpokoju,wyrwałmnie
zzamyślenia.Znowumamusia.Tymrazemzatroskana,
żenieoddzwaniałem.
–Bospałem–rzuciłemwyjaśnienie,zgodnezprawdą
zresztą.
–Iniesłyszałeśtelefonu?
–Myślałem,żetobudzikiprzycisnąłempoduszką.
–Taksięmartwiłam.Czylijednakwróciłeś
bezpiecznie?
–Wróciłem.Acouwas?
–Wporządku.Powolisięszykujemydowyjazdu.Krysia
powiedziała,żebyśmyjużwtygodniuzjechali.Nudzijej
się.Apewnieteżchce,żebymjejtrochępomogła
wogródku.
–Zatankowałem!–krzyknąłdomniewtletata.–
Myślałem,żenazawałzejdę.Wiesz,ilebenzyna
kosztuje?
–Wiem,boprzecieżtankujęfirmowy.Ale
tonafakturę–dodałem.–Więcmnienieboli.
–Mafiapaliwowa–utyskiwałtata.–Niechich...
–Już,już,Włodziu–wcięłasięmama.–Będziemy
jechaćwolno,ekonomicznie.
Cośjeszczemówiła,aleniesłyszałem.Poczułem,
żeogarniamniewłaśnietotalnajasnośćspowodowana
wspaniałymrozbłyskiem.Dopierocoszukałemszansy,
aprzecieżmiałemjąpodnosem.Odtylulat!
Mafia!