Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wczerwonychpazurachtrzymałapapierosa,azasobą
ciągnęłasaneczkizmałąDżuli.Wszystkowtejzabitej
dechamidziurzedziałałojejokropnienanerwy,alechyba
najbardziejto,żestarzyHryciakowieuporczywiewołali
nawnuczkęJulcia,asamąpróbowalinazywać
Jadziunią,cooczywiścieniewchodziłowgrę.Prostacy.
Tużzanaszymdomemdrogazaczynałaopadać
kudolinie.Wiłasiętamjakwwąwoziemiędzywysokimi
ścianamiśniegu,któryodgarnąłnabokipługiem
WawrzyniecHałaburda.Wawrzyniecmiałzłoteręce,
zkilkuśrubek,starejwyżymaczkiiczęściodmalucha
potrafiłzmajstrowaćprawdziwecuda.Zbudowałbynawet
sondękosmiczną,gdybymiałtrochęwięcejczasuigdyby
musiętasondamogłaprzydaćwobejściu.Pługzespawał
zparuznalezionychnaszrotplacublach,zamontował
gonaciągnikuiodśnieżałczęśćwioski,która
chłopakomzpowiatunigdynieleżałapodrodze.Każdej
zimybyłotosamo:niechciałoimsięskręcaćzasfaltu,
żebyodkopaćześnieguparęnaszychchałup.
DżenniiDżulispotkałamnawysokościkapliczki,
wracajączchlebemzesklepu.Jadźkaodczasudoczasu
czubkiembutalekkopopychałasaneczki,żebynabrały
pędu,Dżulizaśmiewałasięzradościiklaskaławrączki.
ByłyśmyzPatrysiąakuratwtymwieku,wktórymtakie
maluchyuważasięzaplagę,cokażdegodniadawałyśmy
jejmłodszemubratudozrozumienia,nazywającgokrótko
„szczunem”,aletaDżulibyłapoprostusłodka.
Uśmiechnęłamsiędoniejserdecznie,adoJadźki
powiedziałamgrzecznie:„Hellou,Dżenni”.Miałam
nadzieję,żemipokaże,doczegosłużątejejfikuśne
słuchawki,aleodwróciłanoswdrugąstronę
iprzemaszerowałakołomnie,niezaszczycającani
jednymspojrzeniem.Chwilępotemprzemknęłysaneczki
zgulgoczącązeszczęściaJulcią.Zaledwiezdążyłamsobie
pomyśleć,jakietojednakdziwne,żetakawredotajak
Jadźkaurodziłatakieuroczedziecko,kiedysankiwypadły
nazakręcieztoruiwbiłysięwzaspę.Julciawyleciała
wśnieg,alenadalzanosiłasięśmiechem.Awszystko
dlatego,żeWasilkowabyłastrasznafleja,niechciałojej