Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żepieniądzeztegomiałemmarne.
Tomiprzypomniało,żepowinienempilnowaćswoich
aktywów.Wyszedłemzestronybankuisprawdziłem
skrzynkęmailową,czyprzypadkiemniepodesłali
minowegozlecenia,aleznalazłemtamtylkoreklamy
przedłużaczypenisaifirmturystycznychproponujących
wakacjenaMajorce.Wyrzuciłemcałetobarachło
izatrzasnąłemwieczkolaptopa.Trudno,niewzbogacęsię
dzisiajoteparęzłotych.
Nibylekkopotraktowałemsprawętrzywypitepiwa
miałynatoswójwpływalewrzeczywistości,
wpołączeniuzbrakiemprzelewu,dosyćmnie
tozmartwiło.Zalegałemzczynszemzatrzymiesiące,
gdyższkodamibyłoprzeznaczaćtychniewielupieniędzy,
jakieposiadałem,natakprzyziemnycel,agdytylko
spotykałemkogośzwładzwspólnoty,musiałemuciekać.
Najbardziejzawzięcietropiłamniebabazadministracji,
alenaszczęściebałasięBułki.Wsumieniewyglądało
todobrze.
Jaktakdalejpójdzie,pomyślałem,będęmusiałwynająć
pokójjakiemuśstudentowiPolitechniki.Takzrobiłajuż
mojasąsiadkazdołu,paniMarysia,którawzięładosiebie
dwiedziewczynyzarchitekturyibardzosobiechwaliła.
„Połowaemerytury,panieTomku”,mówiła,„połowa
emerytury”.Mniesiętojednakspecjalnienieuśmiechało,
niebardzosobiewyobrażałemmieszkaniepodjednym
dachemzkimśnieznajomym.Jejbyłołatwiej,bonietylko
uzupełniałasobieskromnybudżet,aleteżmiała
towarzystwo,któregobyłabardzospragniona.Poczciwa
skądinądkobieta.Nigdyniewezwałapolicji,choćbyła
najbardziejnarażonanahałasy,gdysobiewweekendy
pogowałemzKaśkąalbopodejmowałemwrzaskliwych
znajomków.Conajwyżejwdrapywałasięnamojepiętro,
pukaładodrzwiiprosiła,żebymściszyłmuzykęlub
uspokoiłhałastrę.Agdyranonastępnegodniazdarzało
namsięjechaćwindą,jazpsemnaspacer,ona
pozakupy,odwracaładyskretniegłowę,abyniezderzyć
sięzmoimprzesyconymwczorajszymalkoholem
oddechem,zerkałazbokuipytała:„A,panieTomku,