Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
Byłajużnoc,ajaspałamgłębokimsnem,gdyobudziły
mniezimneimiękkiejakpłatkiróżusta.Pochwili
poczułammójulubionyzapachperfum–piżmaidrzewa
sandałowego.Powoli,bezpośpiechu,Aleksanderzassał
ustamimojąwargę,błądzącponiejleniwiejęzykiem.
Mruknąłwprostdomoichust,cosprawiło,żeodrazusię
rozbudziłam,aprzyjemnydreszczprzewędrowałprzez
kręgosłup.Zarzuciłamręcenajegokark,przyciskając
naszeustadosiebie,aonwsunąłdłoniepodmojeplecy
iprzytuliłmocniejdosiebie.Próbowałpogładzićmnie
rękąwzdłużciała,alepozycja,wjakiejsiedział,nie
pozwalałamunato,dlategooderwałodemnieusta
iszybkoprzekręcającsię,położyłsięobok,austami,
powędrowałwzdłuższyi.Dłońwsunąłpodkołdrę,kładąc
jąnamymkolanie.Syknęłamprzezzęby,gdychłodną
rękągładziłmojerozgrzaneciało,zaczynającodkolan,
powewnętrznejstronieud,ażdomiejsca,gdziesię
zbiegały.Jednąrękęzacisnęłamnakołdrze,drugą
nieudolniepróbowałamdostaćsiępodgruby,złożony
zwieluwarstwmundur.On–zamiastmipomóc–nie
przerywałcudownegomasażuizsunąłsięniżej,bymógł
całowaćmojepiersi.
–Wybacz,żecięzbudziłem,najdroższa–mruknął