Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gdzieśzapodział.Ajadreptałamwmiejscuiniemogłam
znaleźćwyjścia.
Obudziłomnieskomleniepsaidzikidrapieżnychłód.
Spałambezprzykrycia.Bysiekpłakałprzydrzwiach.
Zegarwskazywałgodzinęduchów.Zaoknamikrólowała
noc.ChrystePanie!Złapałamsięzagłowę.Cosięstało?
Gdzietatuś?Jegopokójzawzięciedyszałpustką,inne
pokojeteż.Wteatrzeniktnieodbierał.Byładwunastaw
nocy.Dwieipółgodzinypoprzedstawieniu.Mógłdojść
pieszododomu,aonmiałsamochód.ZapomniałoByśku
iomnie?Niewiedziałam,corobić.Dokogozadzwonić?
Kogoobudzić?ChrystePanie!Itenbiednykochanypies.
Jamunaopowiadałamlichowieco,żebędziemuunas
dobrze,niktgonieskrzywdzi,noiproszę,takiklops,
zarazpękniemupęcherz.Ibędzieponim.
Tato!Tatusiu!Gdziejesteś?Zaschłomiwgardleod
krzyku.Zegarnaścianieodezwałsięzopóźnieniem.
Uderzyłdwanaścierazygłośno,nerwowojaknaalarm,a
jatrzęsłamsięzzimnaizestrachu.Komórkaojca
odezwałasięwdrugimpokoju.Musiałobyćznim
naprawdęźle,skorooniejzapomniał.Tomusięnie
zdarzało.Straciłgłowęipamięć.Niemogłamjużnaniego
liczyć.
Chwyciłam
kurtkę
i
smycz.
Zapomniałam
o
kagańcu.Idobrze.Pieswkagańcuniejestpsem,tylko
ofiarąlosuipośmiewiskiem.Niemyślałamokagańcu,
tylkoopęcherzuByśka,żebyniepękł.Dygotałamjakw
febrze.Strachkleiłmisiędonóg,właziłnaplecy,
przygniatałdoziemiiwpijałsięwserce.Aonobiłojakna
trwogę.
WzięłamByśkanasmycz,dorękiklucz,nadalcałasię
trzęsłam,serceogłaszałobunt,zatrzymywałosięinie
chciałopompowaćkrwi.Ajednakwydostałamsięna
ulicę.Bysiekdopadłpierwszegodrzewkaiuwolniłsięod
nadmiarupłynów.Potemjużzmniejszągorliwością
ciągnąłmniedonastępnychdrzewek.Obsikałichchybaz
pięćiwtensposóbdotarliśmydoaleiKEN.Chciałamjuż
zawrócićijaknajszybciejznaleźćsięzpowrotemw
domu,
gdy
na
skrzyżowaniu
pojawił
się
nieduży
człowieczekzburząrozwianychwłosów,ubranyzfantazją