Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Bierzemniezarękę.–Dziękuję.
–Tato!Niekłam!Chciałeśumrzeć?–Wyrywamze
złościąrękęipłaczęcorazgłośniej.
–Niekłamię–tłumaczysię,unikającpatrzenianamnie.
–Mamzasobąkilkanieprzespanychnocy,tyteż.Chodź,
zrobimykolację.Jestemgłodny.Aty,cobyśzjadła?–
pytaprzymilnie,prowadzącmniedokuchni.–Śledzie,
parówki,twarożek,jajka,pomidory?
–Uwielbiamjajka.
–Maszponichwysypkę.
–Tonicniechcę.
–Nic,amożeniczego?–Tatuśrzadkomniepoprawia,
wie,żetegonieznoszę.Tym
razem
teżporzuca
belferskiezapędy,niczegominiewyjaśnia,nietłumaczy.
Wyjmujezlodówkisery,wędlinę,mleko,twarożek,aja
stojęobokzamienionawsłupsoli,jużniepłaczę.Jestmi
wszystkojedno.
–No,nacomaszochotę?–Tatuśuśmiechasięmiękko,
serdecznie.
–Napijęsięmleka–decydujępochwiliizwalamsię
ciężkonakrzesło.Jestemwykończona.
Tatuśstawianastoledwieszklanki,podgrzewamleko
nagazie.
–Ciepłemlekojestdobrenasen,asnupotrzebujemy
bardziejniżjedzenia–mówi,gapiącsięwciemneokno.
–Znowupłakałeś?–pytamzwyrzutem.
Onkiwagłową.Niewiem,copowiedzieć.Bioręgoza
rękęibawięsięjegopalcami,sądługie,szczupłe,
prawdziwepalcepianisty,którym,niestety,niejest.
Nienauczyłsięgrać,amógł.Miałmożliwościwiększe
niżinnedzieci.Niechodziłjeszczedoszkoły,jakbabcia
wymyśliładlaniegoogniskomuzyczne.Kupiłatatusiowi
naratypianinoiodprowadzałagonazajęciadodomu
kultury.Tatuśnajpierwchodziłchętnie,wszystkogo
interesowało
–
dzieciaki,
dom
kultury,
nauka
gam,
poznawaniedźwięków.Nieodstępowałpianinanakrok,
bawiłsięklawiszami.Nieumiałjeszczepisać,ajuż
rysowałnuty.Babciabyławsiódmymniebie,wpatrywała
sięwniegozrosnącąnadzieją,pewna,żezostanie–ze