Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Chodźmyjuż.Wracajmydodomu!–powiedziała
najbardziejzdecydowanymtonem,najakimogłasię
zdobyć.
Marcinopanowałsięzwielkimwysiłkiem.
–Tak,oczywiście.
Odwróciłsię,wystawiłłokcieijużsięwydawało,
żezamierzaimutorowaćdrogęwstronęSzpitalnej,gdy
zaichplecamiznówzaświszczałykamienie.Tymrazem
poleciałyszybywsąsiednimbudynku,również
nieoświetlonym.Wtłumiepodniósłsiękrzykirwetes,
gdzieśodstronychodnikadobiegłszaleńczyśmiech,
gwizdyitupotbutów.
–Wracajmy!–krzyknęłaJózia,alebyłozapóźno.
Tłumfalował,każdyrwałwswojąstronę,tylkoMarcin
Muszynastałnaśrodkujakwmurowany,rozglądałsię
wokółiwyraźnieniemiałpojęcia,cozrobić.Najego
twarzymalowałosięrozdarcie–wiedział,żepowinien
chronićkobietę,zktórąprzyszedł,alesercewzywało
gogdzieindziej.
–Taksięniegodzi!–mamrotałdosiebie.–Niemożna
imnatopozwolić!
Józia,potrącanaprzezbiegnącychludzi,niewierzyła
własnymoczom.Wokółopustoszałoimogłateraz
zauważyćzbiegowiskopodmuramidomów,którenie
wzięłyudziałuwiluminacji.Widziałasylwetki–młodych
mężczyzn,możenawetchłopców–ciskającychcoś
wstronęokien,słyszałagłucheuderzeniakamieniotynk,
aodczasudoczasutakżeprzeraźliwybrzęktłuczonej
szyby.GdywpałacuPotockichrozbitokolejneokno,
Muszynaniewytrzymał.
–Łapaćich!Ludzie,niepozwólcienato!–wrzasnął
iruszyłpałacowizodsieczą.
Józianieczekałanarozwójwydarzeń.Podkasałafałdy